Tak jak przebiśniegi są zwiastunem nadchodzącej wiosny, bo wschodzą i zakwitają już w marcu, tak hiacynt jest symbolem odchodzącej zimy, a jego zapach napawa nadzieją na dłuższe i słoneczne dni. Moja jedna córka ma urodziny na początku marca. I co roku dostaje ode mnie hiacynt w doniczce, jeszcze w pączkach. Wkrótce z pączków wyrastają intensywnie kolorowe kwiaty, o bardzo intensywnym zapachu. Tak niebiańskim, że bije wiele innych kwietnych zapachów. No może nie konwalii, ale te pojawiają się dopiero w drugiej połowie maja, po zimnej Zośce, która przypada na 15 maja. Więc ja tak skrycie kupuję zwyczajowo dwie doniczki hiacyntów, jedną dla córki, drugą dla mnie. I stawiam na nocnym stoliczku w mojej sypialni. Lubię jak intensywny zapach usypia mnie i budzi. Często przyprawiając o zawrót głowy.

– Mamo, znów boli cię głowa, bo spałaś przy kwitnącym hiacyncie – mówi moja pociecha.

– Ależ skąd – odpowiadam, łżąc jak z nut – wystawiłam doniczkę przed snem do przedpokoju.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

I sama już nie wiem, po co brnę w to zupełnie niepotrzebne kłamstwo z tym przedpokojem, bo przecież to dziecinada, i to ja jestem dojrzałą matką, więc nie muszę nikomu niczego udowadniać, bo i tak w przedpokoju nie pozostał żaden zapach hiacyntowy. Nie ma, bo jest zamknięty w mojej sypialni. Potem cichutko wchodzę do mojej sypialni, gdzie zapach kwiecia jest tak intensywny, że można go łapać garściami. Siadam na fotelu, gapię się przez chwilę przez okno, za którym dalej świat jest ponuro bury, i zaczynam czytać książkę. Niedługo jednak, bo do drzwi skrobie kotka-psotka. Mądra. Ta też lubi zapach kwiatów.

– Mamo, kotka psotka za tobą łazi jak pies, a nie za zapachem kwiatów.

Też coś! Wiem swoje. Kotka psotka też lubi wąchać kwiatki. Pomarzyć nawet nie można we własnym domu, z własnym kotem i z własnym hiacyntem. Potem na te przekwitłe hiacynty chucham i dmucham pozwalając ich cebulkom nabierać energii na przyszłe kwitnienie, ale  już w ogrodzie, w przyszłym roku w maju. A na razie upajam się wonnym  zapachem i nawet jak mnie po tym boli głowa to warto. To taka aromaterapia, tylko za darmo. W centrum rekreacyjnym muszę, za takie sesje ze sztucznymi olejkami płacić. A tu mam wszystko w moich własnych pieleszach. Moje dzieci też lubią kwitnące i pachnące zimowe kwiaty, tylko nie stawiają ich pod swoim nosem w sypialni. Ale to przecież już kwestia wyboru tego co kto lubi. Zależy jak się na to spojrzy, byle nie oceniać i nie osądzać bez potrzeby. Przecież są i tacy, którzy zupełnie nie dostrzegają piękna natury, także kwiatów. Nie wiem, jakoś do takich do dzisiaj się nie mogę przekonać. Zresztą oni do mnie też nie. Nadajemy na różnych falach. Oni nigdy nie będą w stanie docenić woni rozsiewanej przez wiosenne hiacynty, bo nie mają takiej wrażliwości. Dialogu tutaj nie będzie. A dla mnie wszystko co mnie otacza jest częścią mojego cudownego świata. Nie cały czas, ale mam takie cudowne momenty, jak niesamowicie pachnący hiacynt. I te perfekcyjne momenty w moim nie tak znów perfekcyjnym życiu są bezcenne.

MichalinkaToronto@gmail.com