Przekonanie, że w naszej części Europy żadna wojna nie jest możliwa, poszło sobie hen. Powiedzmy: za stodołę sobie poszło. Nad ranem, 24. lutego, że tak nachalnie przypomnę.
Za stodołę, a następnie w las sobie poszło. Pobiegło. Mało tego: biegnąc w las, wzmiankowane przekonanie warknęło ku nam odwłokiem, raz i drugi. W sumie warknęło po wielokroć. Wiele wskazuje, że przestać warczeć też prędko nie zamierza.
Pytanie, w tym samym kontekście: ile ohydztwa, czynionego człowiekowi przez człowieka, zniosą elity Starego Kontynentu? I odpowiedź: a ile ohydztwa, czynionego człowiekowi przez człowieka, przyniosą barbarzyńcy w darze elitom Starego Kontynentu? Dwieście kilo? Pięć ton? Tysiąc?
WIELKI SANHEDRYN
Nie, nie kpię. Daleki jestem od żartów. Wszystko wskazuje bowiem na to, że jeden z gatunków naczelnych, ten władający Ziemią i nazwany przez samego siebie (nie wiedzieć czemu) “człowiekiem rozumnym”, dysponuje nielimitowaną odpornością moralną.
Dla odmiany, bestialstwo tychże “rozumnych ludzi” okazuje się nielimitowane. Nigdy w historii i niczym. Ktoś zgłasza wątpliwości w tym miejscu? Jakieś zastrzeżenia? Ktokolwiek, jakiekolwiek? Zdanie odrębne ktoś pragnie zapisać? Czy tam inne jakieś votum separatum? Nie widzę, nie chcę widzieć, nie zobaczę. Jakie czasy, takie, prawda, wymagania.
W sumie żaden ze mnie Kolumb. Nawet jeśli Krzysztof. Czyli nie odkrywam Ameryki, zauważając wyżej, co od wieków oczywiste. To ze względu na Wielkanoc zaczynam tak, jak zaczynam. To ze względy na Wielkanoc moje paluchy niepowstrzymanie wystukują na klawiaturze swoje: przed dwoma tysiącami lat, dwudziestu trzech uczonych w Piśmie, dwudziestu trzech kapłanów i tyluż “starszych” z kręgów świeckiej arystokracji, innymi słowami Wielki Sanhedryn, najwyższa żydowska instytucja religijna i sądownicza tamtych czasów, postanowił doprowadzić do ukrzyżowania Jezusa w Jerozolimie. My z kolei dożyliśmy czasów, w jakich tego samego Jezusa krzyżują Rosjanie na Ukrainie, a dzieci ukraińskich kobiet, zmuszanych do patrzenia, jak żołdacy rosyjscy w imię “świata bez faszyzmu” gwałcą ich matki, siwieją nie skończywszy siedmiu lat. Nazwij wroga faszystą – i wszystko możesz.
TWARZ NA MOŚCIE
Nie epatuję okrucieństwem. Mówię tylko, że jeśli ktokolwiek sądzi, że w XXI wieku nie sposób już wykonać fotografii zdarzenia przekraczającego wyporność ludzkich umysłów, ten niech wybierze się na Ukrainę. Tam, teraz, dziś, im bardziej niemożliwy do osiągnięcia wydaje się poziom ludzkiego zbydlęcenia, tym częściej jest on przekraczany i tym częściej niepohamowane ludzkie barbarzyństwo staje się codziennością. Podkreślam terminy “ludzkiego” oraz “ludzkie”, bo w obliczu takich faktów, zwierzętom tym bardziej należy się szacunek.
Nadmiarem pojemności sumienia nie dysponuje także, tak mi się zdaje, uznany felietonista brytyjskiego “Guardiana”. Simon Jenkins powiada bez ogródek: należy uznać “rosyjskość” Donbasu, to jest uznać status quo okupowanej prowincji. Uznanie to miałoby być czymś w rodzaju kompromisowego mostu, przez który wróg będzie mógł wycofać się z twarzą, Ukraina zaś: “For the sake of a wider peace, it must be kept that way” – ze względu na pokój rozumiany szerzej, czy pokój dalekosiężny, musi tę drogę zaakceptować.
Podobne w tonie sugestie, bo Jenkins nie jest jedyny, to niedorzeczności. Tak uważam, ponieważ Zachód w istocie buduje Rosji most i układa na nim tory, dzięki którym ta w istocie mogłaby wycofać się z wywołanej przez siebie awantury, i w istocie z twarzą, Rosja zaś niszczy most i tory hipersonicznymi “Kindżałami”, po czym Zachód odbudowuje jedno i drugie, po czym Rosja powtarza swoje czym prędzej, ciskając w gratisie śmiercionośny bukiet bomb gdzie bądź – a to na ukraińskie przedszkole, a to na ukraiński szpital, a to gdzie popadnie, byle tylko zabić paru Ukraińców. Czy tam innych “faszystów”.
WIATR POSTĘPU
Mówię przez to, że Rosja pozostanie nieobliczalna tak długo, jak długo Zachód będzie Rosji na to pozwalał. A ten widać legitymizować zamierza rosyjskie szaleństwo co najmniej dopóty, dopóki pozycja rządzących zależeć będzie od niezakłóconych dostaw rosyjskich surowców energetycznych.
Ale mniejsza z tym teraz. Chodzi mi o to, że po przekonaniu, że wojna w tej części Europy nie mogłaby się powtórzyć, został tylko smród. Kompromitujący, ciężki smród niewybaczalnej naiwności, obnażający do samej ziemi nasze intelektualne deficyty. I co nam teraz z tym smrodem czynić? Wiadomo to komu? Pewnie, że wiadomo. Teraz nabieramy smrodu w dłonie, dla każdego Europejczyka wystarczy, a następnie usiłujemy uczyć się na błędach. Tak to działa.
To znaczy tak sądzimy, że tak działać powinno, niektórzy z nas tak sądzą, wszelako proszę skierować wzrok na Zachód. Na oba Zachody proszę spojrzeć, zachodni i południowy. Ja patrzę i co widzę: tamtejszym nacjom ciekło z nosów i ciekło, żadne odory czy swądy straszne im latami nie były, żadne naiwności, no gdzie tam – aż nieszczęsnym ludkom sensory węchu z użytku powyłączało trwale. Dekadami katar zatykał ludziom przewody taki i owakie, aż pozatykał – jakże to trudno było, prawda, przewidzieć – i po zabawie. Kinole gostkom spuchły, zatoki rozbolały, i co? I dziś widać, jak u chorych stęchlizna powszechna agresywnie wędruje w stronę ichniejszych rozumów. Czy tam resztek rozumów, bo zdaje się, że z szeroko otwartych łepetyn wiatr postępu i nowoczesności wywiał ze szczętem co tylko mógł. U większości nie udałoby się wypatrzyć najmniejszej kropli wstydu.
JESTEŚMY PRZECIW
Ludzie złej woli żywią się, a zła wola puchnie do nieskończoności, wyłącznie dzięki tchórzostwu ludzi dobrej woli. Dlatego ci drudzy, świadomi swej nikczemnej postawy, muszą odwoływać się do eufemizmów, wyparcie i racjonalizację uznając za zasadne techniki przetrwania w świecie wciąż zmieniającym się na gorsze. Tchórzostwo? Jakie znowu tchórzostwo? Żadne tchórzostwo. Ot, realizm. Efektywność. Przydatność. I jeszcze skuteczność. Oraz funkcjonalność. Czy tam inny praktycyzm. I tak dalej, i tak dalej.
To wszystko nieprawda. To nieuzasadniona bojaźń w miejsce trzeźwej oceny sytuacji. To lękliwość i przesadna ostrożność. Koniunkturalizm, merkantylizm, hipokryzja. Tchórzostwo, nie inaczej. Zapominamy, jak szybko w takich okolicznościach niewłaściwa, czy tam połamana, hierarchia wartości, przekształca się w niewybaczalną. “Jestem przeciwny aktywności militarnej, która prowadzi do śmierci niewinnych ludzi” – powtarza jeden z drugim. W sumie, przeciw są wszyscy, po obu stronach konfliktu. Ba. Sprzeciw rośnie. Podobnie jak rośnie góra trupów pod górą gruzów. Czy tam obok. Do jakiej wysokości obie góry mają urosnąć, by zachodnioeuropejska przyzwoitość z fazy “We are against this war, however…”, postanowiła przejść do fazy “Enough! Enough of this war!”?
Mer Lwowa oświadcza: “Bóg nam pomaga, NATO debatuje. Dajcie nam broń, a uratujemy wiele ludzkich istnień”. Z kolei prezydent Zełeński wytyka Zachodowi od dawna: “Możecie nas ratować, ale tego nie robicie. Nie mam już siły. Jeżeli ktoś boi się Rosji i boi się przyjęcia najważniejszych dla nas decyzji, żebyśmy mogli dostać czołgi, samoloty, artylerię i amunicję, to staje się odpowiedzialny za tę katastrofę”.
Warto w tym miejscu zauważyć: zachodnie elity przed kamerami to jedno. Ale poza telewizją zachowują się, jakby z cała tą Ukrainą wciąż nie wiadomo było, o co chodzi. W sumie. Ewentualnie zachowują się tak, jakby chodziło o sąsiedzkie nieporozumienie.
ODPORNOŚĆ BEZKRESNA
Niech idą tam, gdzie udał się ruski wojennyj karabl. Zostańmy przy Polsce i zapytajmy samych siebie: ile krwi ludzkiej musiałoby popłynąć, jak wiele dziecięcych ciał musielibyśmy pogrzebać, żebyśmy zechcieli włączyć się do gry o Europę Wschodnią w wymiarze militarnym? Kto morduje jedno życie, ile światów morduje? I czy na pewno kto ratuje jedno życie, ratuje cały świat? Czy raczej: czasami to działa, a czasami psuje się i działać przestaje?
– Ty to rozmawiasz do mnie?
– Do ciebie. O tym mówię, że nasze dusze krwawią i umierają, przyglądając się naszej bezczynności w obliczu zła.
– Oj tam, oj tam. Widziałeś kiedyś duszę? Zauważ raczej, że kiedy człowieki ignorujące zło wespną się na wierzchołek hipokryzji, zaraz dostrzegają następny szczyt, jeszcze wyższy. Więc idą tam i zdobywają kolejny.
– To szlak wiodący do szamba aksjologicznego. W pętlę nikczemności i pustkę anomii.
– Zgoda. Do tego pokonują go pospołu kobiety i mężczyźni, bogaci i biedni, dobrzy i źli, chudzi i grubi, okularnicy i widzący wszystko…
– Mówisz, że ludzie jako gatunek dysponują bezkresną odpornością moralną?
– O, to, to. Postawiłeś tezę, której kto wie, czy nie warto przyjrzeć się bliżej. Spójrz sam: prezydent USA nazywa prezydenta Rosji “rzeźnikiem”, na co prezydent Francji zaraz oburza się, wykładając całej Europie jak kozie jakiejś, zgubionej na granicy stanu Utah z jakimś innym stanem: “Jeśli chcemy środkami dyplomatycznymi doprowadzić do zawieszenia broni między Rosją i Ukrainą, a następnie do całkowitego wycofania wojsk rosyjskich, nie możemy eskalować stosunków ani słowami, ani czynami”.
Co powiedziawszy, Macron łapie za telefon, dzwoni do Putina i obaj panowie kolejny raz gaworzą sobie, mniej czy bardziej przyjacielsko. Niewykluczone, a w każdym razie nie zakładałbym się, że o parysko-moskiewskiej pogodzie.
MORALNY OBOWIĄZEK
Podsumowując: 24. lutego 2022 roku, kurtyna ukrywająca rzeczywisty obraz świata przed większą częścią widowni, uściślijmy: przed zdecydowaną większością, poszła znienacka w górę. Zaskakująco nagle. Kurtyna poszła w górę niczym nadjeziorna mgła późną wiosną, gdy bezchmurne niebo dokumentuje wyż, a temperatura rośnie, pnąc w górę termometru, śladem toczącej się ku zenitowi kuli słońca.
Powtarzam: przedstawienie zaczęło się znienacka, bez zwyczajowych dzwonków, wieszczących początek spektaklu. Nie wystarczyło czasu, by przejrzeć program, poznać myśl przewodnią, czy tam przeczytać libretto, dopytać o reżysera i aktorów, wreszcie rozejrzeć po widowni. Eksplozje rakiet poraziły nam uszy, a z rozprutych żył niewinnych mężczyzn, kobiet i dzieci, runęły na nas hektolitry krwi. By nie dojrzeć okropności przekazu: widoku wnętrzności ludzkich otwartych odłamkami, czy dziurawionych kulami potylic, na czas opuścić powieki udało się mało komu. Choć nikomu nie powinno. Albowiem to, czego dziś potrzebujemy – we, the people – to empatia w stanie czystym: zjednoczenie z cierpieniem wszystkich cierpiących.
Nie można dłużej powtarzać “nie wiedziałem”. Wiedzieć, to dziś obowiązek moralny człowieka aspirującego do przyzwoitości. Każdego człowieka, więc nas wszystkich również. Jak mówi poeta: “Wśród wyznawców każdej wiary są mordercy i ofiary – twe milczenie wskaże teraz, kogo wspierasz”.
***
…Pokój, pokój, pokój. Wszystkim ludziom dobrej woli. Dość krwi, dość łez, dość śmierci. W imię Ojca, w imię Syna, w imię Ducha Świętego – dopomóż nam, Jezusie Zmartwychwstały, amen.
Krzysztof Ligęza
Kontakt z autorem: widnokregi@op.pl