Dzisiaj będzie trochę o wszystkim. Zacznijmy od napowietrznej sieci energetycznej w kanadyjskich miastach. Jest to relikt dobrych, starych czasów, w kraju, który nigdy nie musiał doświadczać alarmów bombowych. No bo, gdyby doświadczał jakiegoś ostrzału, to wiadomo, że napowietrzne sieci prułyby się jak stare majtki, pozbawiając obywateli prądu na całe tygodnie. (Jak to było w Quebecu w trakcie pamiętnej burzy lodowej). Tymczasem w takiej powstańczej Warszawie 44’ prąd był w niektórych rejonach Śródmieścia do samego końca walk…

        Mamy więc sytuację, kiedy niczym w jakimś zacofanym przysiółku zwykła burza (jak w niedzielę) pozbawia prądu całe Vaughan na długie godziny… Spacerując po Burnhamthorpe w Mississaudze można sobie podziwiać XXI-wieczną architekturę ponad 50-piętrowych bloków mieszkalnych na tle plątaniny napowietrznych przewodów, niczym w slumsach Bombaju.

        Dlaczego tak jest? To proste! Jak to z miną znawstwa objaśnił jeden magik od elektryczności w Saskatchewanie; ułożenie przewodów pod ziemię – wicie, rozumicie – zmniejszyłoby liczbę awarii, ale trudniej byłoby te awarie naprawiać, a tak, jak druty mamy na wierzchu, to mamy bardzo dużo awarii, które łatwo można naprawić – a więc jest super front robót. Po prostu, schowanie kabli pod ziemię nie wymagałoby tylu ekip remontowych i miasto nie płaciłoby tyle, co teraz, a więc ludzie by nie zarobili. Związki pilnują swego…

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

        A tak, to co przychodzi burza; zwykła, śnieżna, czy lodowa, panowie elektrycy ruszają do boju, a my wszyscy z wdzięczności całujemy ich po rękach.

        Dodajmy do tego również to, że mamy napowietrzne stacje transformatorowe, które co zimę wybuchają. Dlaczego? No bo ulice ostro się soli, ta sól następnie sproszkowana unosi się w powietrzu osiada na sprzęcie, a zmoczona powoduje spięcia i fajne fajerwerki…

        No, ale gdybyśmy kable położyli w studzienki  byłoby o wiele trudniej tam zaglądać…

•••

        Kudos dla telewizji RebelTv za donoszenie o najnowszych nowinkach z rejonu kierownictwa naszej farmy. Okazało się, że na światwym forum ekonomicznym szef Pfizera poinformował o nowych biologicznych znacznikach, które można włożyć na przykład, do tabletek, jakie zażywamy, albo do szczepionek tak, aby drogą radiową odczytać co tam zażyliśmy i kiedy.

        Podobno, jeszcze do niedawna był to fejk news – nie tak dawno, za informacje o tym, że fundacja Gatesa opracowała proste znaczniki biologiczne, których można używać podczas szczepień w krajach, gdzie nie ma centralnych baz danych, a które odczytywane spod skóry przy pomocy zwykłego smartfonu pozwalają zobaczyć ile kto miał szczepionek i jakich – zawieszono mi konto na FB; tymczasem tutaj szef Pfizera leci o tym samym otwartym tekstem…

•••

 Skłania to do jednej rady: drogie babcie i drodzy dziadkowie (rodzice są zbyt zagonieni) wychowujcie wnuków na bojowników – bojowników o prawdę, szczepcie w nich przyjemność walki, hedonizm krytycznego myślenia i stawiania oporu. Jeśli tego nie uczynicie, latorośle będą wskakiwać do basenu w podwójnej masce; będą niewolnikami systemu, karmionymi paszą systemu; będą nawozem elit.

        Niezależność intelektualna to pierwszy stopień obrony cywilizacji. W dzisiejszym świecie, w którym nikt nie uczy wymagania od siebie, dyscypliny i charakteru – poprzez odpowiedni dobór lektur oraz fascynujących opowieści przekazywanych w bezpośrednich rozmowach zdala od telefonów komórkowych możecie we własnym zakresie walczyć o ocalenie człowieczeństwa na domowej linii frontu.

        Trzeba to zacząć od razu, od ręki przystąpić do zorganizowanego działania. Podpowiem, że największą skuteczność w obnażeniu nowego porządku ma wyśmiewanie głupoty. Trzeba więc dokształcić się samemu, a następnie ruszyć do boju przy grillu…

•••

        Jak wiadomo, system kocha ludzi umoczonych, na których ma haki – wiadomo bowiem, że człowiek taki, jest jak samolot na uwięzi, w razie czego mocniej pociągnie się za sznurek…

        Jeśli na kogoś nie ma haków, haki weźmie się z powietrza, no ale to nie jest już to samo.

        Pisałem niedawno, że Elon Musk, najbogatszy „na papierze” człowiek  (oprócz tych, których bogactwo nie jest jawne) zaczął wierzgać. No i proszę, od razu okazało się, że jest nie płacącą podatków aspołeczną świnią, a na dodatek w 2016 roku ponoć obnażył się przed stewardesą swego dżeta obiecując kupić jej konia za coś więcej.

        Dobre. Nawet z polotem. Jeden z komentujących tę informację twitterowiczów podsumował, że właśnie czekał na coś takiego.

        No tak właśnie się rządzi – wszędzie. Zawsze można komuś bez kontekstu wyciągnąć co tam 10 lat temu powiedział; w taki sposób m.in. Tanya Ganic z ruchu Parents as First Educators straciła nominację Partii Postępowo-konserwatywnej w Misssisaudze mimo, że wcześniej pomogła Dougowi Fordowi zdobyć stanowisko lidera partii i wygrała wyścig w okręgu…

        Nie ma przeproś – to system decyduje o tym, „komu grzechy odpuszczamy”;  jesteś z nami, możesz fikać, jesteś przeciwko nam…

        Justin Trudeau ma za uszami jak mało kto, a proszę, wszystko od niego pięknie się odkleja, jak od teflonu. Dlaczego? Bo jest użyteczny!

        Tymczasem naiwnie wierzący w demokrację Pierre Poilievre już ma kłopoty, bo stanął gdzieś za blisko „białych supremasistów”, a na dodatek użył pojęcia Anglo-Saxon…

        Dlatego mówię, walczmy o własne wnuki, pokazujmy im kretyństwo politycznie-poprawnego matrixu i mechanizmy manipulacji, nauczmy intelektualnego wojowania w tych trudnych, ale jakże pięknych czasach walki dobra ze złem. Pokażmy piękno prawdy i nauczmy fechtować na współczesne palcaty; szkoła, ani niższa, ani wyższa, ich tego nie nauczy, w nas jedyna nadzieja.

Andrzej Kumor