Słucham marszałka Grodzkiego, oglądam marszałka Grodzkiego i widzę figurę niemożliwą. Czy tam niemożliwe warzywo: gadającą kapustę.
Kapusta na stolcu marszałka Senatu? Gadająca kapusta? Ja śnię? – Przepraszam, ależ urocze maleństwo, przytrzymam wózek, może mnie pani uszczypnąć? – nic z tego. Tylko krzyk w powietrzu pozostał. Wraz z wózkiem i dzieciątkiem zdematerializowali się w mig. Uśmiech kota z Cheshire tak szybko nie znika.
Cóż, sam pewnie też uciekłbym. Tylko co teraz? Sam siebie mam szczypać? O, nawet nie. Bogu dziękować, szok minął, trzeźwiąca refleksja przyszła na czas. Oczywiście, że to niemożliwe. Jaki znowu marszałek Grodzki? Nawet kiszona kapusta myślałaby szybciej.
Niemniej na opinie o Tomaszu Grodzkim oraz o “wykroszczeniu” Polski poczekasz do końca. Zacznę od zdjęcia kapelusza z głowy i ukłonu pod Twoim adresem. Szapoba za pomysł, ukłon za realizację. Więc.
Dziękuję Ci więc za list. Miałeś rację, fenomenalne uczucie, wyjąć kopertę z tradycyjnej skrzynki, obrócić w dłoniach, położyć przed sobą na biurku, rozciąć ostrzem przeznaczonym do rozcinania kopert, rozłożyć kartki, zanurzyć między słowa, zdania, refleksje nadawcy smakować kropla po kropli. Dawno zapomniane uczucie. Fenomenalne, powtarzam. Każdy powinien spróbować. Utonąłem, powiadam Ci, utonąłem w słowach, zdaniach i myślach przelanych przez Ciebie na papier, w słowach, zdaniach i myślach do mnie skierowanych. Dziękuję Ci raz jeszcze. Piękne. To znaczy piękny list. Abstrahując od zawartości, dopowiedzmy, żebyś nie poczuł się zbyt pewnie. Jak wiesz: nie powinieneś. Pokora nade wszystko.
Ale co Twoje, do Ciebie należy, Tobie zatem oddaję: wskazałeś mi zwyczajność, ofiarowując zarazem sposobność spojrzenia na narzędzie teleportujące mnie do świata nie z tej planety. Już nie z tej.
By the way. Napisałem Ci wyżej: “Wyjąć kopertę z tradycyjnej skrzynki, obrócić w dłoniach, położyć przed sobą na biurku, rozciąć ostrzem przeznaczonym do rozcinania kopert”. Twoja córka napisałaby zapewne: “narzędziem dedykowanym do rozcinania kopert”, a Twój syn w ogóle nie zrozumiałby, o czym mowa. Bo cóż, u licha, znaczy koperta? Esemes owszem, ale koperta?
Fenomenalne uczucie zaiste (patrz co powtarzam trzeci raz z rzędu): rozciąć kopertę ostrzem służącym do rozcinania kopert… strząsnąwszy wpierw z tegoż ostrza kilogram kurzu. Czy tam tonę. Chcesz wierz, nie chcesz nie wierz, ale nie pamiętam, kiedym po nóż do kopert sięgał poprzednim razem. Dziś nawet rachunki odbieram za pośrednictwem poczty elektronicznej. I skończę w tym miejscu słodzenie. O ile już Cię nie zemdliło. Nie? Dobrze. Zatem tempus incipere, pora zaczynać.
A zaczniemy od pieniędzy. Człowiek zwykle zaczyna od pieluch, goni za tym, o czym mu powiedzieli, że nie ma, a mieć chce, czy tam że mieć powinien, a i tak kończy w grób wpadając. Czy tam wrzucany do grobu. Selivela. Czy jakoś podobnie. Ty natomiast pytasz, czemu mają służyć hucznie zapowiadane u nas podwyżki płacy minimalnej. Moim zdaniem służą podniżkom płac. Utrzymaniu tychże płac na możliwie minimalnym poziomie. Będzie okazja, to temat rozwinę, a w tej chwili zwrócę Twoją uwagę na wyimek z pana Jarosława Gowina. Pamiętasz jegomościa? To ten facet, któremu w czasie kierowania nadwiślańskim resortem sprawiedliwości ulało się publicznie z ust, że: “W dowolnej sprawie można uzyskać w Polsce dowolną opinię prawnika”. Dziś gość pląsa poza politycznym ringiem w zasadzie, wszelako w przekonaniu, że ów upiorny taniec pozwoli mu wrócić na deski, a tam złoi skórę komu tam skórę złoić zechce. Nie, nie wydaje mi się. Między liny go nie wpuszczą, prędzej między pstrągi. Czy tam między rekiny ludojady. No raczej.
Nie żal mi go. Posłuchaj, co warknął tym razem: “Wolny rynek nie załatwia wszystkiego”. Cóż za spostrzegawczość. Wolny rynek nie załatwia wszystkiego, dlatego należy ingerować w wolny rynek, żeby go nieco przykrępować. Skrępować. Wodze wolnemu rynkowi trzeba skrócić. Przynajmniej odrobinę. Wiadomo, że skrępowany wolny rynek natychmiast wolnieje. Nomen omen. Czyli co, pytam, robi się wolniejszy? Czyli prędszy? Rozwija się szybciej? Pomieszanie z poplątaniem – cały Gowin Jarosław. To swoiste gowinowskie pomieszanie to również moim zdaniem przyczyna, tłumaczącą dostatecznie precyzyjnie, dlaczego wizerunek pana Hołowni płonąć będzie mocniej i mocniej, a pana Gowina zgaśnie prędzej raczej niż później. Nikt na chorego konia nie stawia, skoro zdechnie tak czy owak.
Inna rzecz. Pytasz mianowicie: “Do jakich argumentów w rozmowach z młodzieżą powinien odwoływać się premier państwa z aspiracjami”. A słuchałeś w takim razie, jak z młodymi rozmawia? “Nie mamy problemu z Unią Europejską” – zapewnił na jednym z ostatnich spotkań tego rodzaju. “Po prostu walczymy o swoje” – wyjaśnił.
Oto moc słów. Narody świata klękają, pokłony biją? Ależ tam. Morawiecki powinien spróbować tego: “Nie mamy problemu z Unią Europejską, to Unia Europejska ma problem z nami. A ma, ponieważ nie chce radzić sobie z hipokryzją. Z podwójnymi standardami. Jeśli dłużej nie zechce, my poradzimy sobie z unijnym krętactwem w imieniu Unii i za nią”.
Co sądzisz o tej wersji? O autora nie pytaj. Jasne, że jam to, nie chwaląc się, uczynił. I w tym samym wątku: Jarosław Guzy również zauważył niedawno, że: “Fundamentalną wartością Unii Europejskiej jest hipokryzja”. O ile można uznać tę konstatację za odkrycie, to w takim zakresie, że co od lat wiadome nam obu, Polacy usłyszeli teraz via jedno z głównych nadwiślańskich mediów informacyjnych (konkretnie: Polsat News, program Grzegorza Jankowskiego “Punkt widzenia”). Usłyszeli, ale nie żywię złudzeń, że to co usłyszeli, wykorzystają tak jak powinni.
Co w kontekście terminu “hipokryzja” znaczy Unia, wiemy obaj. Podwójna moralność, bo umożliwiająca krytykę III RP za standardy demokracji tożsame dla reszty, zwłaszcza Niemców czy Francuzów. Instrument dominacji gospodarczej Berlina, posługującego się rozwiązaniem: “To nie my, to lwy”. Jednocześnie, moc wyprowadzonych dosłownie z niczego ambicji mocarstwowych przy koszmarnie żabiej perspektywie widzenia (więc i rozumienia) konfliktów o znaczeniu strategicznym. A tu, proszę: pani królowa Europy zapowiada rewolucyjne zmiany w działalności Unii, to jest likwidację zasady jednomyślności, podczas gdy nowy niemiecki rząd otwarcie przyznał się do ambicji kierowania IV Rzeszą, to jest, przepraszam, Europą federacyjną. Gabriel Maciejewski: “Ursula von der Leyen forsuje likwidację zasady jednomyślności w PE, a to oznacza scedowanie władzy na instytucje unijne, kraje UE degradując do poziomu landów”.
Nie inaczej, choć Unia Europejska nie dorosła do roli, w jakiej chciałby widzieć Unię Berlin, a Niemcy ciągle za małe pozostają dla świata, ustawicznie generując ryzyko dla Europy. Niemcy to państwo zbyt ambitne gospodarczo, nawet jeśli pośród państw unijnych dysponuje najsilniejszą gospodarką. Nie z czyjegoś widzimisię lecz z obserwacji niemieckich praktyk wziął się pomysł profilaktycznego bombardowania Niemiec co półwiecze.
Co tam jeszcze… czytałeś Alicję Farmus w ostatnim wydaniu “Gońca”? Zwróciłeś uwagę na neologizm? I to nie ja wymyśliłem, wyobraź sobie. Ja, przeczytawszy, z miejsca zbylejaczałem. Aż w takim stopniu roznicestwił mnie ten pomysł.
Wiesz, jak reaguję na leśmianizmy. Że mi niestraszne (bo nieobce) też wiesz. Wszelako “pasztetka”, przyznaj, brzmi lepiej od niejednego. Od zniszczoty, dajmy na to. Czy od “próchniatki” (“Trup dziewczyny. Trup świeży. Skóra jeszcze gładka. / Ileż to wiosen w kościach? Młodziutka próchniatka”). Czy tam od zjesieniałego zmrocza, co z boru wychynęło (też mi osiągnięcie, lepiej niech lezie na powrót w bór, “pasztetka” nadchodzi, “pasztetka” rządzi).
No skręca mnie zazdrość, aż boli i zaraz pęknę, tak zazdraszczam. I czego, ja się pytam? Pasztetki!
Dobrze. Teraz poważnie śmiertelnie. Marszałek Grodzki został nam na koniec i nie w roli deseru bynajmniej. Co więcej, przyznam Ci bez odniesień do bawełny, celofanu czy tam bez owijania w inne sreberka świstacze, że temat Tomasza G. poruszyłbym tak czy inaczej, niezależnie od Twojej inicjatywy. “Kwestię Grodzkiego” uznaję albowiem za temat niezmiernie istotny dla Polski, temat dorównujący wagą fundamentom ustrojowym i aktualnej kondycji państwa, stąd determinujący przyszłość Polski i Polaków bezgranicznie. Co brzmi tromtadracko, rozumiem, ale co piszę bez cienia przesady. Zwłaszcza, jeśli na “problem Grodzkiego”, a właściwie na “problem z Grodzkim” spojrzymy z poziomu wartości, troski o wartości, powszechnego gnicia tychże, wreszcie w kontekście ewentualnych szans na proces renesansu aksjologicznego u naszych rodaków. Czyli w kontekście realnych możliwości restytucji polskości w Polakach.
Wiesz dobrze z jaką powagą traktuję kwestie poszanowania wartości, obaj zgadzamy się co do oceny aktualnego stanu spraw w tym względzie, obaj też zdajemy sobie sprawę z konieczności pilnej zmiany w tym obszarze, obaj słyszymy dzwony bijące na trwogę. Więc.
Otóż, więc, nie wierzę marszałkowi senatu. Nic a nic. Dlaczego miałbym mu wierzyć? Jest jak zasuszony strup na policzku III RP, który uparł się i odpaść nie chce. Tak postanowił, bo tak mógł, i teraz niech mu Polska spróbuje zrobić coś, cokolwiek. Gdyby odpadł, zniknąłby z przestrzeni na publicznej na zawsze, a co to on, odpadek? Takiego wała jak Wałęsy chwała. Czy tam jak innego Bolka.
Afront doprawdy, ten nasz marszałek. Przepraszam, nie nasz. Ich. Marszałek ich, za to afront dla nas. Co wiele mówi nie tylko o marszałku, ale więcej jeszcze o Polsce. “Przed sądem na pewno bym się obronił” – powiada Grodzki, wszelako immunitetu nie zrzeknie się, bo nie wierzy prokuraturze, bo prokuratura jest upolityczniona, bo żebro, bo stopa, bo miednica. Czy tam bo prokurator Ziobro. “Nigdy od nikogo nie brałem pieniędzy ani za operacje ani za przyspieszenie terminu do przyjęcia do szpitala” – rzecze marszałek. “Przypominam, że ta sprawa dotyczy lat 2006 – 2012. (…) Przez wszystkie lata nikt tego nie podnosił. Dzień po moim wyborze na marszałka senatu raptem pojawili się ludzie, którzy zaczęli twierdzić, że wziąłem jakieś pieniądze”.
Pojawili się, ponieważ uznali, że przekroczono granice? Tak obstawiam. Czemuż więc mielibyśmy marszałkowi wierzyć, powiedz? Bo marszałkiem został? Daj spokój. Zrobili z niego marszałka jak robili przewodniczących i prezesów, jak robili wójtów, burmistrzów i prezydentów, czy tam kogo tam jeszcze robili na naszą zgubę, szefostwa banków nie wyłączając, tak jak wcześniej zrobili Okrągły Stół, przerabiając Polaków na kwadratowo, a panią ogłaszającą koniec komunizmu w tak zwany wisiorek. Czy tam w torebkę. Taki nasz los utytłany w oborniku anomii, ponieważ nadwiślańską rzeczywistość ukształtowali ludzie uwikłani w peerelowską i post-peerelowską przeszłość, czy to rodzinnie, czy towarzysko. I którą to rzeczywistość kształtują dziś ich wychowankowie. Sam powiedz, czego mieliśmy spodziewać się, skoro w latach 90. XX wieku nie zrobiliśmy – z naszym uwikłaniem w PRL – tego, co koniecznie należało. A należało trwale odebrać głos nomenklaturze, wykluczając tych ludzi z przestrzeni publicznej na zawsze. Między innymi, ale jako warunek podstawowy.
Uogólniając: jeśli człowieki nie czynią tego co konieczne wtedy gdy powinni, przyszłość kopie w sempiterny głupców – oczywistymi konsekwencjami. Nasze grzechy zawsze nas dościgną, pamiętaj, bo aksjologia zawsze upomina się o swoje.
Marszałek Grodzki nie rokuje. Z drugiej strony nie rokuje również, dajmy na to, minister Sasin. Plus paru innych, ministrów i nie samych tylko ministrów “dobrej zamiany” (zamiany obietnic na nie wiadomo co). Co prowadzi nas do wniosku bolesnego i przygnębiającego w sumie, że nie rokuje Polska, zakroszczona od pośladków ludzi dukaczewskopodobnych po uszy Urbana. Polska wykroszczona, krosta za krostą. Ospa to cholernie zaraźliwa choroba zakaźna. Mało tego, bo są wśród nas ludzie utrwalający ów stan rzeczy. Ze złą wolą lub z głupoty. A odtrutek w przestrzeni publicznej mniej niż kocich łez nad złapaną myszą polną. Widziałeś kiedyś płaczącego kota? Właśnie. Ja też nie.
I będzie dość tej epistolografii na dziś. Goryczą wypełniony – ze względów które starałem się wyżej wyłuszczyć – raz jeszcze dziękuję Ci za list i żegnam do następnego razu. Pozdrów ode mnie najbliższych i przyjaciół. Bądźcie zdrowi i o zdrowie dbajcie.
Ach, jeszcze jedno, pozwól. Skorzystam z okazji i tą drogą zarekomenduję Ci dziesięć minut odtrutki na knowania wrogów i nierozsądek głupców. By tak powiedzieć: kto Leszka Żebrowskiego nie słucha, sam sobie szkodzi. Zapisz sobie ten kanał i ciągnij za linkę: <https://www.youtube.com/
Krzysztof Ligęza
Kontakt z autorem: widnokregi@op.pl