Lato w pełni, choć już zmierzch zapada wcześniej. Jeszcze do niedawna plewiłam w ogródku po 8-mej wieczorem. Teraz po 8-mej wieczorem jest widno na tyle, że mogę wyjść na spacerek z pieskiem. I to nie tylko coraz słabszy wzrok jest przyczyną.
Podobnie z ranka. Brzask nastaje później, tak jakby zmęczony dotychczasowym wczesnym wstawaniem. Tak jak ja?
Tak jak słonko, które codziennie wstaje z większym ociąganiem. Na targu rolniczym, tutaj nazywanym ‘farmers market’, kupiłam koszyczek zielonych ogórków. Takich większych, dobrych na mizerię i do zjedzenia. I za jednym razem różne inne świeże produkty, prosto z pola i ogrodu. Tak swoją drogą, ten nasz ‘farmers market’ nie daje się w żaden sposób przetłumaczyć na polski. No bo jak powiecie chłopski targ, czy targ rolniczy, to wszyscy będą zmyleni. Za chłopski targ to się poobrażają, a na targu rolniczym będą szukać maszyn rolniczych.
Więc kupiłam te ogórki na polskim targu z ekologiczną żywnością, w Centrum Jana Pawła II w Mississauga. Co czwartek po południu jest tam taki polski targ – kupić można nie tylko warzywa i owoce, ale i polskie wędliny (palce lizać), kosmetyki, i wiele innych różności. Taka ekologiczna żywność jest bardziej naturalna, niż ta wyprodukowana na bazie chemikaliów – najczęściej szkodliwych. Fakt, że droższa, ale warto wysupłać z kieszeni tego dolarka, bo on nie tylko może nam zaoszczędzić na wydatkach na medykamenta, ale i przyczynić się do dobrego zdrowia i samopoczucia. Chyba o tym wiecie, że zatruta żywność ma wpływ nie tylko na nasze fizyczne, ale i na nasze psychiczne zdrowie? Kiedyś takiemu mękole w klubie poradziłam, żeby przestał jeść tyle słodkiego.
– A skąd wiesz, że lubię słodkie? – zapytał zdziwiony.
– Bo jesteś ciągle rozdrażniony, i w złym humorze – zripostowałam.
Ze złym wpływem słodyczy na zachowanie dzieci, dziś już nikt nie polemizuje, ale ten zły wpływ dotyczy także dorosłych.
Więc kupiłam ten koszyczek pięknych, świeżych, pachnących latem ogórków na polskim targu. w Centrum Jana Pawła II, w Mississauga w czwartek, po południu. W piątek miałam rodzinną kolację w domu. Dobra nasza! Przygotuję jadło jakie pamiętałam z dzieciństwa. Tym razem rodzinna kolacja jest w piątek, a nie tradycyjny obiad u mamy w niedzielę. Z reguły świętujemy dzień święty nie tylko w uczestniczeniu we mszy świętej, ale i nie robimy zakupów, nie płacimy rachunków, nie zajmujemy się biznesem, ograniczamy telefony, i różne inne wirtualne komunikacje. Mizeria z nowymi ziemniakami w sam raz pasuje na bezmięsny piątek. Mizerię przyrządziłam tak jak to robiła moja mama. Śmietana do mizerii była gęsta i pęłnotłusta, nie tam jakaś odwirowana i zielona. Do tego szczypta zielonego koperku i szczypiorku (akurat miałam w ogródku). Ziemniaki młode, z tego samego targu, w mundurkach. Takie w mundurkach lepiej zachowują swój smak. Do ziemniaków organiczne masło – też z targu. Tak na wszelki wypadek ugotowałam organiczne jajka na twardo , gdyby ktoś miał zapotrzebowanie na coś bardziej konkretnego. Gotowe!
Zaczęłam od wyjaśnienia, że to było częste jedzenie w moim domu, takie związane ze smakami lata. Tak jak zupa z dyni na jesieni. Podałam. Wszystkim bardzo smakowało, chwalili, aż palce lizać! Kolacja zakończyła się polonijno torontońskim akcentem – tatanką.
A tatanka to żubrówka z sokiem jabłkowym. Można zamówić w barach na Roncesvalles.
Spróbujcie, naprawdę warto. Tatanka ma bukiet smakowy lata z zapachem siana i smakiem wczesnych jabłek. Przynosi smak lata z naszego pięknego Ontario. Tak jak mizeria ze świeżych ogórków jest smakiem lata polskiego, tak tatanka smakiem lata kanadyjskiego.
Moje życie nie jest idealne, ale mam idealne w nim momenty, i ta kolacja z mizerią i tatanką była właśnie taką idealną chwilą.
Michalinka