Po ogłoszeniu przez MON nowego projektu ustawy o ćwiczeniach wojskowych i podkręceniu tego przez media, w polskim internecie nastąpiło wielkie poruszenie. Niektórzy zaczęli panikować, zaś inni mają niezły ubaw. Bawi ich to, że wkrótce wszelkiej maści krzykacze wołający: „za wolną Ukrainę!” i „dobić Rosję!”, będą mogli wykazać się w praktyce na froncie. Internetowi prześmiewcy najchętniej widzieliby w kamaszach Sławomira Sierakowskiego z „Krytyki Politycznej” oraz Jacka Bartosiaka z „Strategy&Future”.
Ten pierwszy od lat żyje sobie wygodnie w lewackiej bańce, a ostatnio zasłynął z tego, że naciągnął naiwnych Polaków na grube miliony, by sprezentować drona dla Ukraińców. Ten drugi to wykreowany przez mainstream „ekspert” od geopolityki i geostrategii. Kilka miesięcy temu powiedział on w rozmowie z PAP, że w interesie Polski i państw Międzymorza jest „wykończenie Rosji”. Zdaniem Bartosiaka „to największa szansa od czasów panowania cara Piotra Wielkiego do zniszczenia rosyjskiego projektu imperialnego”.
Niektórzy internauci z pewną ulgą przypomnieli też deklarację ministra obrony narodowej Mariusza Błaszczaka, który w 2021 roku obwieścił na Twitterze: «Antyszczepionkowi terroryści nie mogą udawać żołnierzy Wojska Polskiego. Zakończyliśmy prace nad przepisami, które jednoznacznie zakażą noszenia mundurów przez tego rodzaju grupy i wprowadzą sankcje. Stosowne rozporządzenie kierujemy do uzgodnień międzyresortowych.».
To akurat całkiem dobra wiadomość. Dlaczego? Otóż, jeśli zdrowy mężczyzna w sile wieku – zakładam, że właśnie takich biorą do wojska – nie uległ pandemicznej histerii nakręcanej przez polityków i media, to znaczy, że jest odważny i kieruje się własnym rozumem. Szkoda więc by było, aby taki żołnierz miał pójść na zmarnowanie w walce za banderowską Ukrainę, gdyż wiele wskazuje na to, że polskojęzyczni decydenci szykują się właśnie na wojnę przeciw Rosji.
Takie przypuszczenia nie wzięły się znikąd. Wystarczy przytoczyć niedawne słowa wiceszefa MON. Marcin Ociepa powiedział wprost, że „prawdopodobieństwo wojny, w której będziemy brać udział, jest bardzo wysokie”. Pozostaje więc mieć nadzieję, że Błaszczak dotrzyma słowa w kwestii „antyszczepionkowych terrorystów”. Lepiej niech samodzielnie myślący Polacy pozostaną w kraju i przysłużą się Polsce, zamiast ginąć na froncie w imię obcych interesów.
W czasach apogeum szczepionkowego szaleństwa w mediach społecznościowych krążył wymowny mem. Przełożony pyta: – Poddasz się szczepieniu, żołnierzu? Podwładny odpowiada: – Nie poddam! Przełożony dopytuje: – Dlaczego? Podwładny wyjaśnia: – Żołnierz nigdy się nie poddaje!
Mem ten powstał w oparciu o Deklarację, która również krążyła w polskim internecie. Na świstku papieru mundurowy miał się określić czy podda się szczepieniu w momencie rozpoczęcia dobrowolnych szczepień żołnierzy Wojska Polskiego w ramach I etapu Narodowego Programu Szczepień. Należy przy tym wyjaśnić, że de facto nie chodziło tu o prawdziwe szczepionki, które są wielkim osiągnięciem medycyny, lecz o eksperyment z preparatami genetycznymi mRNA. I pewien odważny oraz kumaty przedstawiciel polskiej armii zadeklarował, że nie podda się szczepieniu, a w uzasadnieniu wyjaśnił odręcznym pismem: ŻOŁNIERZ NIGDY SIĘ NIE PODDAJE!!!
Wygląda więc na to, że Błaszczakowi pozostaje uformować armię przeciwko Rosji z uległych mięczaków, którzy nie mają własnego zdania i rozumu. Przecież nie wyśle na Ukrainę twardzieli, którzy nie nabrali się na medialne kłamstwa o rzekomym dobrodziejstwie eksperymentalnych szpryc, jakże nachalnie wciskanych przez globalne koncerny farmaceutyczne, które zbijały na tym fortunę. No bo skoro ktoś nie nabrał się na tamtą ściemę, to znaczy, że w przypadku wojny na Ukrainie również może mieć własne zdanie. A to jest już zbyt ryzykowne dla polskojęzycznych decydentów wykonujących wolę Wuja Sama z Ameryki, by na Ukrainę mieli wysłać żołnierzy myślących trzeźwo.
Przyszło nam żyć w czasach kultury obrazkowej, więc przytoczę kolejne dwa memy, które w polskim internecie zrobiły furorę po 24 lutego 2022 roku. Pierwsza grafika, to rysunek z podobizną słynnego majsterkowicza Adama Słodowego, który pokazuje, jak covidową maseczkę przerobić na flagę Ukrainy. Mem ten idealnie oddał nastroje polskiego społeczeństwa, gdzie w zaledwie kilka godzin jedna histeria została zastąpiona przez inne szaleństwo.
Drugi obrazek, to rysunkowa scenka dziennikarki rozmawiającej z ministrem zdrowia. Przedstawicielka mediów mówi: „Możemy już chodzić bez masek. Czyżby to koniec pandemii?”. Adam Niedzielski odpowiada: „Nie. Chodzi o naszych gości z Ukrainy, którzy masek nie używają. Nie chcemy, aby czuli się niekomfortowo”. Mem ten obrazuje obłudę decydentów terroryzujących Polaków pandemicznymi obostrzeniami, bo jak się okazało, covidowe maski były psu na budę.
Uściślając. Kiedy w lutym 2022 roku rozpoczęła się specjalna operacja wojskowa Rosji na Ukrainie (przypominam: wojna trwa tam od 2014 roku), władze RP rozpoczęły zorganizowaną akcję przesiedleńczą. Zaczęto wpuszczać do Polski miliony przybyszów z Ukrainy, z których zaledwie garstka ma status uchodźcy. Co znamienne, wielu Ukraińców przybyło do Polski z terenów nieobjętych działaniami zbrojnymi. Uchodźcy z takich miejsc, gdzie toczą się najcięższe walki – np. z Mariupola – najczęściej zostali ewakuowani do Rosji.
Warto mieć świadomość, że obywatele Ukrainy nie garnęli się w swoim kraju do masowych szczepień przeciw COVID-19 (co osobiście pochwalam), a wielu z nich kupowało fałszywe zaświadczenia o przyjęciu szprycy, tylko po to, by móc pracować zagranicą. Tymczasem po 24 lutego miliony Ukraińców przybyło do Polski bez kwarantanny, bez ważnych paszportów covidowych, bez przymusu szczepień, bez testów, bez masek. A jeszcze chwilę wcześniej obywateli Polski terroryzowano tymi wszystkimi bezsensownymi nakazami.
Nie bez przyczyny zaczęły więc krążyć po internecie dowcipy o tym, że Władimir Putin powinien otrzymać Nagrodę Nobla z dziedziny medycyny, bo zlikwidował w ciągu jednego dnia pandemię. Dlatego jeśli przy okazji uruchomienia akcji przesiedleńczej komuś w Polsce nie otworzyły się jeszcze oczy, to nie ma już raczej nadziei dla tych ogłupionych naiwniaków. A jest ich niestety bardzo dużo. Łatwo ich rozpoznać na portalach społecznościowych, szczególnie po profilowym zdjęciu. W czasach rzekomej pandemii wklejali sobie nakładki ze strzykawką i maską, a od czasu odpalenia „operacji specjalnej”, zamieścili na profilówce flagę Ukrainy.
Memy i dowcipy okazują się być czasem pomocne w rozładowaniu napięcia. Jednak sytuacja jest już na tyle poważna, że żarty odłóżmy na bok. Wiele bowiem wskazuje na to, że rządzący Polską szaleńcy szykują naszym Rodakom niewyobrażalną rzeź, gdyż zamarzyło im się włączenie Polski do wojny przeciwko Rosji. Nie dziwi więc poruszenie Polaków, kiedy media podgrzały temat, że resort obrony przygotował projekt ustawy, według którego w 2023 r. przewiduje się powołanie do 200 tysięcy osób na ćwiczenia wojskowe, które mają trwać 30 dni.
Każdy myślący wie, że nie da się dobrze wyszkolić żołnierza na łapu-capu, w tak krótkim czasie. Warto też mieć na uwadze fakt, że obecne pokolenie Polaków w wieku poborowym, dorastało w zdecydowanie bardziej beztroskich czasach w porównaniu do naszych dziadów, pradziadów. Nie chcąc nikogo obrażać, muszę odnotować, że dzisiejsi młodzi mężczyźni, to niestety często tak naprawdę zniewieściali chłopcy. O ile same ćwiczenia wojskowe dobrze by im zrobiły, o tyle mam podstawy żywić obawę, że owi nieszczęśnicy z łapanki, którzy wcześniej potulnie zakładali maseczki, teraz mogą być szykowani na mięso armatnie.
Tymczasem trzeba mieć świadomość, że prawdziwa wojna to nie zrzutki w internecie na drona, flagi na profilówkach, wpisy na portalach społecznościowych czy szumne deklaracje w rozmowie z Polską Agencją Prasową. Sierakowski, Bartosiak czy Błaszczak nie mają najmniejszego pojęcia co to znaczy iść na wojnę. I zapewne nigdy się o tym nie przekonają, bo nie przypuszczam, aby mieli odwagę zmienić swoje ustawione i wygodne życie na okopy pod ostrzałem.
Mój kolega, korespondent wojenny red. Piotr Jastrzębski, napisał kiedyś: «Wojna, to nie romantyczny zapach prochu. To swąd palonych ciał i wszechobecny pył, tak nieznośny i charakterystyczny, że nie da się go pomylić z innym. Wiele razy widziałem różne wojny, konflikty, rebelie. Zwykle ci, którzy strzelają słowami i prężą muskuły – uciekają pierwsi, a ci których nikt o bohaterstwo nie podejrzewa, zbierają rannych. Bo herosi dawno uciekli.»
Gdyby, nie daj Boże, doszło do sytuacji, że rządzący Polską szaleńcy wyślą polskich żołnierzy na ukraiński front, to oni żywi z tego nie wrócą. Zmuszeni do walki na cudzej wojnie nie mają szans na przetrwanie, ponieważ w przeciwieństwie do Ukraińców (którzy i tak masowo giną), polscy żołnierze nie będą mieli motywacji do walki. Bo czyż może być coś bardziej upokarzającego od zmuszania ludzi do walki w obronie cudzej ideologii? W tym przypadku ideologii banderowskiej, jakże wrogiej Polakom.
Oczywiście mówiąc o polskich żołnierzach – WP, WOT, etc. – nie mam na myśli obywateli Polski, którzy już poszli walczyć na Ukrainę jako płatni najemnicy. Skoro motywacją tych drugich są korzyści materialne i/lub zwyrodniała potrzeba zabijania, to niech sobie giną na cudzej wojnie. Zresztą, niedawno zginął kolejny z nich.
Uderzyły mnie nagłówki medialne po śmierci tego najemnika: «Przyjaciel polskiego ochotnika zabitego na Ukrainie: nigdy nie usłyszałem z jego ust, że się boi». W ten sposób z płatnego najemnika polskojęzyczne media chciały zrobić bohatera. Tymczasem trzeba być świadomym, że każdy normalny człowiek odczuwa czasem lęk i strach, a na wojnie to już szczególnie. Jest jednak pewna grupa osób, która nigdy nie nie boi – są to psychopaci. Oto jacy ludzie dobrowolnie poszli walczyć na Ukrainę za grubą kasę.
Tymczasem to nie jest nasza wojna! Jedynie – i aż – czym Polska mogłaby się tutaj przysłużyć, to podjęcie się roli mediatora i wzywanie do rozmów pokojowych. Jednak aby mogło dojść do tego historycznego aktu, potrzeba najpierw obalić polityczną sitwę rządzącą Polską nieprzerwanie od czasów Okrągłego Stołu.
Agnieszka Piwar
Myśl Polska, nr 51-52
(18-25.12.2022)