Do rozpadu Związku Sowieckiego doszło, z jednej strony przez gospodarczą zapaść socjalizmu, z drugiej przez korupcję. Młodym elitom politycznym demoludów, czyli ich aparatowi bezpieczeństwa i razwiedki, który rzeczywiście umożliwiał gerontokratom władzę, pokazano złotą marchewkę – jachty, domy na Lazurowym Wybrzeżu, luksusowe kobiety; blichtr niedostępny w siermiężnych odmętach Związku Radzieckiego. Przekaz był prosty: przestańcie panowie oddawać się ideologicznym rytuałom, chodźcie do nas, korzystajcie z życia, my wam pozwolimy żyć na bogato…
Młoda generacja aparatu połknęła haczyk i zaczęła szabrować bogactwa kraju; wszystko na czym mogła ręce położyć. Zaczęła się epoka smuty, Rosja upokorzona politycznie staczała się do roli zbankrutowanego klienta zimnowojennego zwycięzcy.
Rosjanom patrząc na pijanego Jelcyna, pozostawało jedynie zrobić to samo.
Ale kraj miał wciąż kadry, które rozumiały zasady gry, i które doskonałe rozumiały Zachód – zakon KGB. Ludzie razwiedki rozumieli również, że Rosja albo będzie imperialna albo żadna – rozpadnie się. Wszak to imperializm jednoczył ludzi sowieckich, on pozwalał być dumnym z łodzi podwodnych i strzelania rakiet w kosmos, czy wojskowej „turystyki” po Afryce, mimo braku podpasek higienicznych, mięsa i przyzwoitych ubrań.
Na historię całego obozu sowieckiego w dużej części można popatrzeć przez pryzmat, obrazowo mówiąc, zmagań „natolińczyków” z „puławianami”. Spór ten istniał w większości krajów sowieckich. W Rosji także, gdzie po rozpadzie ZSRS za Gorbaczowa, górą byli „puławianie”, ale widząc, jak grunt usuwa się pod stopami, „natolińczycy” wykorzystali stare sowieckie siatki, szybko opanowali sytuację i zaczął się powrót do starej polityki – odzyskiwania wpływów w Afryce, na Bliskim Wschodzie, a przede wszystkim w Europie, dowodzonej przez Zjednoczone Niemcy, gdzie przecież wielu polityków od lat pozostawało na sowieckim, a potem rosyjskim kontakcie.
Rosja zaczęła wstawać z kolan, a Putin i jego drużyna jasno dali do zrozumienia oligarchom, że albo będą z nimi, albo nie będzie ich wcale; tych, którzy za bardzo uwierzyli w siłę własnych miliardów wysłano na tamten świat – możesz być miliarderem, ale musisz się dzielić i popierać nasze interesy, bo inaczej skończysz jak Bieriezowski…
Nowa postawa Rosji, skłoniła USA do pewnych ustępstw, w tym propozycji resetu – Hillary Clinton nawet przywiozła raz do Moskwy duży czerwony guzik, który symbolicznie wcisnęła, by zresetować stosunki. To już jednak wtedy na Kremlu nie działało. Rosja zaczęła odbudowywać armię, infrastrukturę energetyczną, budować nowe sojusze w Europie i Azji, wracać do starych układów na Bliskim Wschodzie. Po geopolitycznej porażce w Libii, postawiła się w Syrii i zablokowała bezpośrednią amerykańską interwencję broniąc Assada.
Amerykański deep state, uznał, że to źle wróży a Putin przeszkadzać będzie w walce z wzrastającymi Chinami.
Ruch Rosji w Syrii zaowocował z kolei ruszeniem amerykańskich assets na Ukrainie, zmianą władzy w Kijowie i wyeliminowaniem wschodniego wektora z ukraińskiej polityki. Jak Polska za „Solidarności” była głównym narzędziem Waszyngtonu rozsadzającym ZSRS, tak Ukraina, stała się klinem, wbitym pod moskiewskimi drzwiami.
Na to dictum Rosja, ruszyła na szachownicy kolejne figury; odcięła od Ukrainy najbardziej uprzemysłowione rejony dostarczające Kijowowi gros dochodów, a następnie przyłączyła Krym do „macierzy”.
Naruszyła w ten sposób porozumienia Budapesztańskie, które gwarantowały Ukrainie granice w zamian za oddanie do Rosji ładunków atomowych. Kreml tłumaczył, jednak, że to Waszyngton pierwszy naruszył zobowiązania podjęte podczas jednoczenia Niemiec i wyjścia Armii Czerwonej z bloku wschodniego.
W odpowiedzi Waszyngton zareagował planem modernizacji ukraińskiej armii i przygotowywaniem kolejnej rozgrywki.
Geostrategicznym celem jest takie osłabienie i wyizolowanie Rosji, by przestała mieć możliwości globalnej projekcji siły i kształtowania porządku międzynarodowego. Mają tego dokonać Ukraińcy przy pomocy zachodniego uzbrojenia.
Rosja jest tego świadoma i przygotowuje się do walki o swoje, bo też świat dawno już przestał być dwubiegunowy rosyjsko-amerykański i jest w nim wiele podmiotów, dla których Ameryka znaczy coraz mniej; są Chiny, czy Indie,
Rosjanie zdają sobie sprawę z pogłębiających się problemów wewnętrznych USA – konieczności reformy walutowej, problemów ze starzejącą się infrastrukturą, deindustrializacją etc.
Moskwa zaczęła przestawiać gospodarkę na tory wojenne, infrastrukturę energetyczną na nowe drogi eksportu.
Wojna znajduje się w początkowej fazie. Jej stawką jest także zablokowanie możliwości zjednoczenia Eurazji – odcięcie/kontrolowanie szlaków lądowych z Chin do Europy Zachodniej i uczynienie z Ukrainy amerykańskiego zależnego państwa korporacyjnego. Na świecie nie ma nic za darmo i jeśli się kogoś bierze na utrzymanie, to nie po to, by mu potem dawać wolną rękę…
Niestety w tej całej grze jest też mój kraj – Polska. Od kiedy Polaków – elity zaczęto czadzić do tej wojny różnymi wrzutkami – modlę się, by Pan Bóg nas jednak tym razem oszczędził, byśmy kolejny raz nie stali się Hiobem narodów.
Andrzej Kumor