Każdy kto głosował za uchwałą Sejmu w obronie Jana Pawła II jest patriotą. Każdy kto głosował przeciw – nie jest patriotą. Każdy kto wstrzymał się – jest orędownikiem obcych interesów interesów, chociaż wydawać się mu może inaczej
Najpierw wytłumaczę się wszystkim członkom i sympatykom Prawa i Sprawiedliwości z poprzedniego felietonu, w którym obnażam słabość strategiczną tego ugrupowania. I wykazuję, że Jarosław Kaczyński dał się ograć Niemcom jak dziecko; z pomocą kosmopolitów i orędowników obcych interesów wśród najbliższych współpracowników.
Otóż, fakt powyższy nie jest dla mnie zabawny, ponieważ tym samym to Polska dała się ograć. Dała się wprowadzić w paszczę niemieckiego smoka – dobrowolnie! I gdyby nie wojna na Ukrainie i dzielna postawa Ukraińców plus Amerykanie, zostałaby teraz niechybnie połknięta. Co jeszcze niemiecki smok próbuje robić, bo tak ma w rozpisanym na lata planie, który nie zakłada porażki, choćby zdarzył się Stalingrad.
Dlatego, chociaż od wielu lat twierdzę, że Prawo i Sprawiedliwość to najlepsza formacja lewicowa, jaka mogła się Polsce trafić, to bezczelnością i hucpą jest twierdzenie, że jedynie patriotyczna. A jej nieudolność i inteligencki sznyt szkolnego prymusa narażają nasze państwo na wielkie, rzeczywiste straty. Jednak w dzisiejszym tekście nie o tym.
Trafił nam się w ostatnich dniach rzeczywiście wymierny test na patriotyzm – obrzydliwy atak na świętego Jana Pawła II, któremu współczesna Polska zawdzięcza wszystko. Na czele z wyzwoleniem spod komunizmu i sowieckiego jarzma. Zatem skorzystajmy z niego dla weryfikacji postaw.
Postawię tezę, możecie się z nią zgodzić. Każdy, kto głosował za uchwałą Sejmu w obronie dobrego imienia Jana Pawła II jest patriotą. Każdy, kto głosował przeciw – nie jest patriotą. Każdy, kto wstrzymał się – jest orędownikiem obcych interesów, wrogich Polsce, chociaż może mu się wydawać (tak, Panie Dziambor).
Ponieważ patologią polityczną i osobami zagubionymi nie mam zamiaru się w tym tekście zajmować, dokonajmy przeglądu obozu patriotów w obecnym Sejmie.
Mamy zatem Prawo i Sprawiedliwość (wraz z koalicjantami) – jego patriotyzm już zdążyłem przedstawić. Mam nadzieję, że w jaskrawym, ale nie do końca złym świetle.
Polskie Stronnictwo Ludowe – duże brawa za wystąpienie z obozu przeciwnego.
Konfederację Wolność i Niepodległość.
Na chybotliwym PSL, którego PiS pozbawił w dużej mierze wiejskiego elektoratu (możliwe, że chwilowo), nie opierałbym wielkich nadziei. Walka o ten sam elektorat nie może się skończyć wspólną pracą dla dobra Polski. Przynajmniej obecnie, przy tak dużym obozie nie-patriotycznym i orędowniczym.
Szansą dla Polski – tu i teraz – jest Konfederacja. Formacja ta, po schowaniu do szafy Janusza Korwina-Mikke i Grzegorza Brauna, może reprezentować interesy polskich przedsiębiorców, tworzących rzeczywiste bogactwo naszego narodu. Może też zbudować program polityczny atrakcyjny dla wyborców nie do końca zaślepionych pijarową propagandą PO-PiS. Alternatywny w stosunku do rządowego populizmu i miałkiego anty-programu Platformy.
Powinien to być program przede wszystkim alternatywny wobec obecnego systemu zarządzania państwem. Do rządów rozbuchanej biurokracji, bardziej ruskiej niż pruskiej, która niszczy naturalne możliwości rozwojowe Polski. Skazuje nas na wieczną zależność od odgórnego, centralnego finansowania, a zatem również wykorzystywania. W interesie Centrali z siedzibą w (Bruksela, Berlin, Waszyngton, Moskwa, Praga – wybierzcie, co chcecie). Dysponent pieniędzy rzadko jest zainteresowany uniezależnieniem się petenta.
Zarazem powinien to być program rzeczywisty, pozbawiony elementów ideologicznych, zaczerpniętych z obcych wzorców. Mam tu na myśli zwłaszcza bałwochwalczy liberalizm w stylu Miltona Friedmana. I bezrefleksyjną próbę zastosowania go w zupełnie odmiennej rzeczywistości społecznej, gospodarczej i politycznej. Tego typu kalki, prezentowane jako recepty na wszystko, wysyłały nieraz to ugrupowanie w kosmos.
Najwyższy czas, że użyję tego niebezpiecznego sformułowania, żeby polskie ugrupowanie odwołało się do polskiej tradycji. Narodowcy mogą pełnymi garściami czerpać z dzieła Romana Rybarskiego (w czym na pewno pomoże nasz autor, Mariusz Patey). A wolnościowcy z Nowej Nadziei powinni się odwołać wprost do tradycji I Rzeczpospolitej – państwa wolnego, gospodarnego i wielkiego. Chętnie sam pomogę, jakby co.
To odwołanie do polskiej 1000-letniej tradycji, której najlepszym synem był (i jest) Jan Paweł II, pomoże nam zrozumieć, że każda partia na miejscu PiS dałaby się ograć. Bo system polityczny jaki „przyjęliśmy” po roku 1989 jest wadliwy. Systemowo wadliwy i sprzeczny z polskim duchem, a zatem i interesem.
Na koniec, zaapeluję: w chwili, gdy obóz złożony z nie-patriotów i orędowników obcych interesów może zyskać przewagę, wygrać wybory i przejąć Polskę, nie traktujmy się w ramach jednego obozu patriotycznego jak najwięksi wrogowie. I nie wrzeszczmy, że to my jesteśmy jedynie prawdziwi.
Prawdziwi wrogowie są na zewnątrz i tylko zacierają lepkie łapki.
Jan Azja Kowalski