Kucharzenie nieoczekiwanie stało się pasją mego życia.
W 1983 roku miałem w Peru nowo wyremontowany dom z nowoczesną kuchnią. W mieście Iquitos w niedzielne poranki chodziłem na zakupy na wielki targ przy rzece Itaya, gdzie Indianie wcześnie rano łodziami przywozili nieskażone chemicznie: dzikie mięso, ryby, owoce i warzywa. W niedziele miasto było całkowicie zamknięte, a więc miałem czas na eksperymenty z gotowaniem we własnej kuchni.
Najtrudniejsze było pierwsze 15 lat, ale się nie poddałem.
W 2000 roku po rozwodzie żona mnie zostawiła z trojgiem nastoletnich dzieci, a wszyscy wiedzą, że nastolatki lubią dużo i smacznie jeść. Dlatego przez pół roku uczęszczałem na wieczorowy kurs zawodowego kucharza w Liaison College w Toronto, gdzie uczono mnie gotować szybko i smacznie. Tym co przyrządziłem w czasie lekcji następnego dnia dzieliłem się z kilkoma pracownikami w moim biurze, którym żony nie dawały nawet kanapek na obiad. Żyli na kawie z cukrem, co było bardzo niezdrowe.
Kiedy mój syn George kończył szkole średnią, zasugerowałem mu zawód kucharza. Był tym oburzony, bo „tylko kobiety gotują”. Ale kiedy jego koledzy w szkole pochwalili taki wybór zawodu, ukończył dzienny kurs kucharski w Liaison College i rozpoczął praktykę w prestiżowej restauracji w Hyatt Hotel w Toronto. Kilka lat później w celu podwyższenia kwalifikacji wysłałem go na rok praktyki w najlepszej restauracji rangi Michelin w San Sebastian, Hiszpania. Obecnie jest kuchmistrzem w restauracji Azaria w Toronto, która ma wysokie oceny klientów, a on ma dobry dochód.
A ja za czasem nauczyłem się gotować bez recept na zamierzony smak. Moja kuchnia jest fuzją kuchni polskiej, kanadyjskiej, peruwiańskiej, francuskiej, chińskiej, japońskiej, hinduskiej, meksykańskiej. A to dlatego że mieszkam niedaleko wielokulturowego Toronto oraz dlatego że w mojej rodzinie mam 12 różnych narodowości. Toronto daje mi dostęp do wielu etnicznych sklepów, gdzie mam dostęp do egzotycznych przypraw. Bardzo dobrze są zaopatrzone sieciowe sklepy chińskie.
Z czasem przestałem nawet okazyjnie jadać w restauracjach, bo potrafię o wiele smaczniej i taniej gotować w domu.
W moim biurze od 20 lat gotuję obiad dla kilku pracowników, którzy prawie nigdy na nic nie chorują. A to dlatego że smaczny domowy obiad wystarczy, żeby utrzymać człowieka w dobrym stanie. Nasze ciało potrzebuje dobrego budulca. Śniadanie i kolacje można wtedy obejść prostymi kanapkami. Lekarz daje jedną pigułkę leku, a ja cały talerz czy michę gorącej, pożywnej strawy.
Moja żona Mulan, która się wyspecjalizowała w pieczeniu chleba, ciast i tortów mówi mi, że jestem kuchmistrzem, ale ja uważam, że jeszcze mi do tego tytułu brakuje. Dlatego obecnie usilnie studiuję techniki przygotowania francuskich sosów, bo sos jest podstawą dobrego jedzenia.
I tak od prymitywnych eksperymentów z kucharzeniem w moim domu w Peru przeszedłem 40 lat wielkiej kucharskiej przygody, gdzie nawet wynalazłem kilka nowych potraw, takich jak moją wieprzową rąbankę pokazaną na załączonym zdjęciu. Jest ona dowodem, że składniki smacznych potraw nie muszą być drogie.
Jak wiadomo człowiek musi jeść codziennie przez cale życie. Dlatego warto zainwestować swój czas na zdobycie umiejętności smacznego kucharzenia dla siebie, rodziny i znajomych.
W ten weekend gotuję miękką karkówkę, wieprzową rąbankę i żona mi pomaga zrobić drożdżówki z serem. Także makaron ryżowy z bakłażanem gotowanym na parze do towarzystwa rąbanki.
Życzę smacznego wszystkim czytelnikom!
Stanisław Tymiński