Znany wielu mieszkańcom Toronto i Mississaugi były właściciel dawnych delikatesów U Michała w North York, Michał Zakrzewski nagle przestał otrzymywać emeryturę ponieważ Service Canada uznało go za zmarłego.
– Jak to się stało?
Michał Zakrzewski – Dzień, w którym otrzymałem list z Service Canada zaczął się zupełnie normalnie, jak każdy inny. Wychodziłem do sklepu i włączyłem samochód, ale wróciłem się jeszcze, żeby sprawdzić skrzynkę pocztową. Wyjąłem list, zobaczyłem dosyć dużą kopertę, która sprawiała wrażenie, że to, co jest w środku jest dosyć ważne, więc otworzyłem. No i po prostu zamarłem. W ciągu jednej sekundy wyłączyłem samochód, zdjąłem kurtkę, usiadłem przy stole i przeczytałem list, który zaczynał się To Late Michał, Józef Zakrzewski.
– Czyli jak gdyby był to list do osoby zmarłej?
– Tak, nawet nie do Estate of Michał Jozef Zakrzewski, tylko do mnie. List z kondolencjami podający datę śmierci, o ile dobrze pamiętam 15 grudnia 2002 roku, przysyłali bardzo ładnie kondolencje i proszą o zwrot pieniędzy nadpłaconych z tytułu Old Age Security.
– Wcześniej normalnie dostawałeś swoje świadczenia?
Dostawałem świadczenia normalnie już od 2 lat i w Polsce emeryturę od czterech miesięcy, a więc powiedzmy od stycznia. Wszystko przychodziło, wszystko było perfekt. Moja korespondencja z ZUSem w Polsce była perfect.
Jak zobaczyłem taki list, pierwsza reakcja oczywiście zadzwonić do Service Canada. Zadzwoniłem i dowiedziałem się, że list informujący o mojej śmierci przyszedł z Polski w marcu. Chciałem się dowiedzieć od kogo ten list był. Jedyne co mogłem się uzyskać w czasie mojej pierwszej rozmowy z Service Canada, praktycznie z infolinią, bo wszystko co się dzieje tak naprawdę to się dzieje w tzw. Processing Centre, a infolinia to tylko pośrednicy. Oni nic nie wiedzą oprócz tego co mają przed sobą w komputerze, a przed sobą mieli, że ten list przyszedł z Foreign Polish Agency.
– Czyli z jakiej?
– Chciałem zapytać, co to znaczy Foreign Polish Agency, przecież agencja podróży w Polsce też może być „Foreign Polish Agency”. Niestety nie otrzymałem na to żadnej odpowiedzi także w czasie drugiego telefonu.
– A czy powiedzieli ci jaka jest ścieżka; co masz robić w tej sytuacji?
– Oni przekazali to do Processing Centre, i kazali czekać. Praktycznie dowiedziałem się, że uznali mnie za żywego. A telefoniczne uznanie kogoś żywego znaczy wszystko i nic. Pierwsze, co przychodzi do głowy, to jeżeli można uznać kogoś za zmarłego na podstawie listu, bo stwierdzili, że nie mają świadectwa zgonu i można uznać za żywego na podstawie telefonu, to coś tutaj nie gra.
Więc wykonałem drugi telefon. Znowu nic się nie dowiedziałem, oprócz tego, że pieniądze powinny być niedługo na moim koncie.
W czasie trzeciego telefonu pani autorytatywnie stwierdziła, że Foreign Polish Agency to jest Ministerstwo Spraw Zagranicznych w Polsce. Podała mi numer telefonu, podała mi adres e-mail. Trochę to wewewnętrznie się uśmiechnąłem, bo nie sądzę, żeby Ministerstwo Spraw Zagranicznych miało coś do mojej emerytury. No, ale żeby mieć spokój sumienia Zadzwoniłem. Tam pani stwierdziła, że numer telefonu i email, który mi podano jest błędny. Podała mi ppoprawny nr telefonu. Zadzwoniłem jeszcze raz. Okazało się, że oni nic takiego nie wysłali. W związku z tym zadzwoniłem do ZUSu, bo pierwsze co mi przyszło do głowy – od 2019 r. Polska i Kanada podpisały umowę o wzajemnym informowaniu się na temat emerytur i zadzwoniłem do ZUSu. ZUS stwierdził, że nic takiego nie wysłali i byłoby to logiczne skoro ja „umarłem” w grudniu, a w marcu dostałem emeryturę z ZUSu, więc ZUS jej nie wstrzymał.
Zadzwoniłem potem jeszcze raz, nic. Znowu się nie dowiedziałem kompletnie nic i zrezygnowałem.
Po pewnym czasie otrzymuję telefon z Ottawy z konsulatu, że polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych wystąpiło do konsulatu w Ottawie o zbadanie sprawy. W związku z tym ona, ta pani mi poradziła, żebym mimo mojego telefonu do ZUS wykonał tzw. wideokonferencją z ZUSem i się dowiedział bezpośrednio, a jednocześnie wziął ten list i poszedł do Service Canada, fizycznie do biura. Poszedłem. Tam pani mi powiedziała, dziękuję bardzo, rzeczywiście ma pan rację. Życzę powodzenia. Oni nie mają jakiejkolwiek siły do sprawdzenia, widzą to, co mają przed sobą.
Troszkę się zdenerwowałem, więc pytam, czy mogłaby pani chociaż napisać, że ja tu byłem? Coś napisała. Pytam, czy pani mogłaby mi pokazać, co napisała? – Nie.
Wyszedłem zdenerwowany. Wróciłem do domu i poszedłem znowu do sklepu do Home Hardware. I tam w kolejce od słowa do słowa opowiedziałem moją historię. Pani, która stała w kolejce, poszła do męża, wróciła i mówi, ja panu daję dobrą radę, znam taką panią, która jest w CBC, pracuje i jest redaktorką. Jak to się mówi investigation journalist. Proszę do niej zadzwonić.
Wróciłem do domu, zacząłem szperać po komputerze, doszedłem do maila do tej pani. Wysłałem. Tak myślę sobie cóż, zaszkodzić nie zaszkodzi, może pomoże. Nie licząc na wiele. Za pół godziny dostałem telefon, czy możemy przyjechać do ciebie do domu i nakręcić z tobą wywiad. Następnego dnia o dziewiątej nakręcili ze mną wywiad i wystąpili w moim imieniu do Service Canada z prośbą o wytłumaczenie sprawy.
Dostali list od nich. W tym liście są trzy główne rzeczy.
Pierwsza rzecz, data mojej śmierci w tym liście jest zupełnie inna niż w liście, który ja dostałem.
Druga rzecz. Oni w ogóle nie potrzebują Death Certificate, żeby uznać kogoś za zmarłego. Wystarczy oficjalny list od zagranicznej rządowej instytucji. To im wystarczy.
Napisali, również, że mojej żonie obcięli 500 dolarów emerytury bazując na tym, że jest wdową…
Dzisiaj mamy piątek, chyba w środę, czyli po tygodniu pieniądze pojawiły się na koncie. I zgodnie z tym co było w tym liście napisane do CBC czekam na list od Service Canada. Mam takie uczucie, że nie dostanę jednak tej kopii listu, który oni otrzymali z Polski.
Jeżeli to jest błędne uczucie, to byłbym bardzo zadowolony, bo ostatecznie mam prawo do wglądu w korespondencję, która mnie dotyczy. Ja nie żądam wglądu do korespondencji na temat pana X, ja żądam, żeby mi pokazano list, który dotyczy mnie.
A szczególnie, że dotyczy mojej śmierci.
– Sprawa pod względem formalnym jak gdyby została rozwiązana. Otrzymujesz pieniądze, dostałeś zwrot tego, co ci tam byli winni. Żona też ale co ty o tym myślisz? Jaki jest powód tego? Jak to było możliwe, jesteś dwojga imiona, jest data urodzenia, Pesel.. Jak to możliwe, że ktoś wysłał taki list? W jakim celu? Co Ty myślisz?
– Słuchaj, ja się tak bardzo na przekrętach nie znam. Bazując na książkach, które przeczytałem, choćby moją starą, bardzo ulubioną książkę Proces Józefa Kafki, wiem, że przekręty są możliwe aż do nieskończoności. Znam takie przekręty, w których uczestniczyły ludzie 3, 4 osoby z bardzo poważnych kanadyjskich biur. Znam to z opowiadania. Oczywiście przeczytałem na internecie, że takich ludzi jak ja jest więcej. Mnie się to udało załatwić. Mam nadzieję, że już się nie będzie to za mną ciągnęło, chociaż cały czas taki strach gdzieś tam zostaje.
– Że gdzieś tam nie ma tej wymiany informacji między tymi wszystkimi biurami i nagle podczas podróży czy w jakiejkolwiek innej sytuacji okaże się, że ktoś stwierdzi, iż posługujesz się dokumentem osoby zmarłej?
– Dokładnie, lądują w Polsce na lotnisku i zabierają mnie na wyjaśnienia. Nie wiem do aresztu na wyjaśnienia, bo posługuję się dokumentami osoby, która nie żyje. Na internecie znalazłem osobę, która w Kanadzie walczy już 9 miesięcy o to, żeby uznać ją za żywą. Nie wiem jakie są szczegóły, tylko jest informacja.
Zadajesz sobie pytanie, skoro wszystko na tym świecie może być podrabiane, począwszy od twojego zdjęcia, poprzez twoje dokumenty, skoro w każdym biurze na świecie może zaistnieć skam…
– W dzisiejszych czasach można podrobić komputerowo czyjś głos. To znaczy ja nie będę wiedział, że nie rozmawiam z tobą, a będę rozmawiał z kimś, kto się będzie pod ciebie podszywał, bo będzie do mnie dzwonił i ja będę rozpoznawał głos, bo są do tego możliwości. Więc to podważa zaufanie i wiarygodność całego systemu identyfikacji danej osoby i kontaktu.
Miło dzisiaj z tobą rozmawiać. Myślę, że wielu ludzi pamięta cię jako właściciela sklepu U Michała bodajże. W North York był to jeden z nielicznych sklepów, gdzie było polskie jedzenie.
– Ja też miło wspominam ten sklep, bo to było takie moje dziecko urodzone w bardzo dziwny sposób. Wracałem do domu i powiedziałem sobie, muszę coś zrobić i praktycznie zrobiłem to bez żadnych pieniędzy. Miałem 500 dolarów na koncie jak otwierałem sklep.
Spóźniłem z rządowym grantem na 1 procent, spóźniłem się o 1 dzień i nie dostałem tego grantu. Do tej pory mam kontakt z bardzo, bardzo wieloma klientami mojego sklepu, łącznie z tobą.
-Myśmy się chyba jako Polacy wyprowadzili z tamtej okolicy po jakimś czasie.
– Ale to był dla mnie taki social club.
– Rozmawiało się w kolejce.
– To były rozmowy o wszystkim, rozmowy o żonach, o dzieciach, o śmierci, o narodzinach dzieci.
– Ale to były też czasy, kiedy my tutaj byliśmy krótko i były ważne informacje, kto gdzie coś może polecić, jakąś pracę załatwić…
– Oczywiście. Starałem się o to, żeby towar był wysokiej jakości. Pomyłki się zdarzały, tak jak na całym świecie, bo tylko ten nie robi pomyłek, kto nic nie robi. Były to po prostu po prostu przypadkowe rzeczy, które się zdarzają wszędzie.
– Już nie mieszkasz na terenie aglomeracji Toronto, jak ci się mieszka pod Ottawą?
– Jestem w Perth godzinę od Ottawy. Powód był taki, że moje dzieci i moje wnuki, mieszkały w Ottawie, więc rzuciłem wszystko w Toronto i przenieśliśmy się z żoną do małego miasteczka.. Jest to wielkie wyzwanie dla mnie, bo po raz pierwszy w życiu dowiedziałem się co to jest sump pump, po raz pierwszy w życiu musiałem kupić sobie generator, bo jest to trochę taka dziksza Kanada niż Toronto. Z drugiej strony wybrałem miasteczko, które po pierwsze, jest blisko moich dzieci, po drugie ma szpital, co jest ważne. Mamy 10 minut do szpitala i lekarz przyjmuje na pogotowiu na emergency i po 20 minutach i cię przeprasza, że tak długo musiałeś czekać.
– A nie po 8 godzinach jak w Mississuadze…
– Mnie pani trzy razy krzesło przestawiała z jednej strony na drugą, żeby mi było wygodniej siedzieć…
Poza tym mamy cztery teatry, mamy kilka dobrych restauracji. Mieszkam przy kościele rzymsko-katolickim. Jest to najstarszy kościół od Ottawa. Jest to miejsce, w którym zaistniał ostatni prawnie usankcjonowany pojedynek.
– O, no właśnie. Ta ziemia ma przecież wiele ciekawych historii do opowiedzenia.
– Oczywiście mamy nawet piwo, które się nazywa Last Duel. To był ostatni legalny pojedynek, który się zdarzył ok. 500 metrów od mojego domu.
Wiem, że jeden z pojedynkujących się został potem merem miasta. Coś takiego.
– Mam książkę wydaną na stulecie konfederacji w latach sześćdziesiątych. Jak czyta się ją z dzisiejszej perspektywy, tej dzisiejszej Kanady, to dopiero masz porównanie, jaki to był inny kraj. Mówiłeś o teatrach. To jest jakaś twoja pasja?
– To jest pasja. Ja się właściwie wychowałem za kulisami Teatru Narodowego. Moja świętej pamięci mama pracowała za czasów Dejmka, za czasów Hanuszkiewicza w Teatrze Narodowym jako księgowa. Bardzo często przychodziłem do niej i buszowałem za kulisami. Obserwując początki kariery Olbrychskiego Kolbergera. Oczywiście nie mówię już o Teatrze Małym, w którym do dzisiaj zapamiętałem „Miesiąc na wsi”, czy Kordiana w Teatrze Narodowym. I to była moja szkoła. To była moja pasja w zasadzie, o której marzyłem. I w pewnym sensie spełniłem te swoje marzenia, bo w Toronto, w Centrum Kultury imienia Jana Pawła, II na Mississauga, spotkałem bardzo miłego człowieka Jana Dydela, który był reżyserem i duszą całego przedsięwzięcia. Janusz, Krzysztof, Michał, Elżbieta. To są imiona, które mi zapadły w pamięci i miałem przyjemność brać udział w trzech przedstawieniach. Najbardziej upamiętnia mi się przedstawienie Bałuckiego „Grube ryby”.
W amatorskim teatrze, na bardzo profesjonalnej scenie w Centrum Kultury Jana Pawła II. I tam robiliśmy sami dekoracje.
Zapuściłem długie włosy i farbowałam je na rudo, łącznie z bokobrodami, wąsem i małą, szpicbródką.
I tu są ciekawe historie, ponieważ te włosy po jakimś czasie zaczynały się robić takie pink jak Flamingo. Poszedłem jednego dnia do opery z żoną i po skończeniu wsiadłem do windy. W windzie patrzyła na mnie taka bardzo typowa anglosaska kobieta i myślałem sobie że zacznie się ze mnie śmiać. No to wspaniale, bo taki jest cel sztuki. Chociaż jest to taka trochę tragikomiczne w sztukach krytykujących tamten okres, kiedy młode kobiety nie miały innego wyjścia jak wyjść za mąż, żeby nie pójść na ulicę. Więc patrzy się na mnie, patrzy. Winda na dole się zatrzymuje, ja wysiadam. Moja żona na wózku z nogą w gipsie. Ta pani się odwraca do mnie i mówi Why do you support, Donald Trump?
– Ha, ha.
– Tutaj w Perth przechodziłem któregoś dnia obok jednego z teatrów i zobaczyłem, że jest tam casting do jakiej sztuki. Więc myślę sobie. Jest zimno, ogrzeję się przy okazji. Mam foreign accent, ale ostatecznie są aktorzy, którzy całe życie grają z włoskim albo niemieckim akcentem jak Schwarzenegger, wszedłem na scenę. Przeczytałem coś tam a oni mówią mi, teraz chodź tu i zaśpiewaj. Ja mówię, słuchaj, czy ty wiesz, że to będzie najgorszy dzień w twoim życiu? On mówi, śpiewaj, śpiewaj. No to stanąłem i śpiewałem. A on – jesteś przyjęty. Ja mówię, przepraszam, czy ty chcesz mi powiedzieć, że ja umiem śpiewać?
On mówi, nie o to chodzi. Ty otworzyłeś usta, a mnóstwo osób, które tu stały, nie otwiera tych ust. No i tak się zakończyła i zaczęła moja przygoda z teatrem w Perth ponieważ weszły te wszystkie restrykcje a ten teatr został sprzedany.
– Ale, ale właśnie na tym polega życie, że próbujemy realizować swoje pasje. Michał, dziękuję bardzo, że się podzieliłeś z naszymi widzami i czytelnikami, tą przygodą, bo trochę się włos jeży, że to może się przydarzyć każdemu i akurat w Twoim przypadku i dzięki Twojej zaradności to się zakończyło dosyć szybko i bezboleśnie.
– Mam nadzieję, że się zakończyło, mam nadzieję…
– Ale wyobraź sobie, że jest przecież wiele osób, które nie mówią tak dobrze po angielsku, nie potrafią tak dobrze interweniować w swojej. I tu nagle znajdują się w sytuacji, kiedy prawem kaduka pozbawiono je dochodu i nie mają za co żyć, bo przestaje przychodzić emerytura, a jeszcze na dodatek komornik usiłuje ściągnąć jakieś pieniądze.
Tak że to naprawdę jest poważna rzecz i proszę cię, daj znać, jeżeli uzyskasz informacje o tym liście, to znaczy o tej podkładce, na podstawie której zadziałała Service Canada „uśmiercając” cię tutaj.
– CBC wystąpiło do ZUSu o potwierdzenie na piśmie, czy ten list został wysłany czy nie, ale niestety ZUS nie przyjmuje korespondencji w języku angielskim. W związku z tym moja dziennikarka musi to przetłumaczyć. Ja tego nie mogę zrobić, ponieważ jestem osobą bezpośrednio zaangażowaną, więc ona musi wystąpić do kogoś o przetłumaczenie listu i wysłanie do Polski i to będzie następny etap.
– Trzymamy kciuki! Wszystkiego dobrego, wszystkiego dobrego!
Rozmawiał Andrzej Kumor
Epilog 1 – W poniedziałek 8 maja Michał Zakrzewski poinformował, że zatelefonowano do niego z ZUS informując, że błąd był po ich stronie, ktoś błędnie wpisał datę złożenia wniosku o emeryturę w rubrykę daty zgonu. Wciąż jednak nie ma oficjalnego potwierdzenia na piśmie.