Kontynuacja z poprzedniego numeru
Bierzemy go w obronę. Spotykamy się też z biskupami, bo sprawa dotyczy bądź co bądź bezpośrednio już konkretnego wyznania wiary przez tego człowieka w miejscu pracy.
No i tutaj nasz Episkopat staje na wysokości zadania. W ciągu dosłownie kilku dni jest odezwa Rady Episkopatu do spraw świeckich, w której wszyscy Polacy są wezwani do naśladowania pracownika IKEI w mężnym wyznawaniu wiary w miejscu pracy. Tym samym wytrąca się argument drugiej stronie. Bo co mówią prawnicy drugiej strony? On sobie może wierzyć, ale nie może tak agresywnie. No ale w momencie, w którym Episkopat zajmuje stanowisko tuż przed sądem, sprawa jest pod tym względem zamknięta i na razie mamy wyrok o przywróceniu go do pracy. Pierwsza instancja.
Znowu sytuacja niezwykle podobna; gdzie on by mógł taką pomoc dostać, gdyby nie to, że dzięki współpracy z naszymi darczyńcami udaje się takie coś zapewnić także w tym postępowaniu.
My takich spraw, o których można by było opowiadać godzinami, mamy 600 rocznie. Czasem wystarczy krótka interwencja. Więc to nie jest tak, że to jest 600 tak potężnych spraw, ale pozostałe 100 wymaga stawiennictwa adwokatów w sądach, pisania pism procesowych i prowadzenia. Z tych stu spraw, które zostają we wszystkich, są potrzebni adwokaci, a jest zawsze kilkadziesiąt takich, które się będą ciągnęły przez trzy, cztery lata. Przyjmujemy tylko takie sprawy, które mają duży potencjał precedensowy. Tak jak w tych sprawach, o których teraz mówiłem, one zmieniają Polskę. Jak się je przegra, to nam odbiorą wolność, odbiorą możliwość wyznawania wiary, czy nam zabiorą dzieci. Jak się je wygra, to przeciwnie, umacniamy te podstawowe prawa i wolności.
Więc to jest to, co udaje nam się zrobić. W programie interwencji procesowej, spraw, w których są dzieci zabierane w Polsce, mamy bardzo dużo, ale mamy też dużo spraw, gdzie jest odbierana wolność słowa.
Wybraliśmy sobie taki bardzo szczególny wycinek; to są sprawy obrońców życia w Polsce. Szczęśliwie udało się to już zamknąć, więc też się będę mógł pochwalić, ale to trwało 10 lat, tyle ile istniejemy. Tych spraw mieliśmy już niemalże 200. W wielu tych sytuacjach to tak było, że lokalne dodatki Gazety Wyborczej prowokowały swoimi artykułami do składania doniesień na wystawy pro-life i to zazwyczaj w mniejszych miejscowościach. Policja po takim doniesieniu wspartym przez lokalną prasę nie ignorowała tematu i kierowała wniosek o ukaranie wykroczeń do sądu karnego, wskazując na to, że doszło do nieobyczajnego wybryku w postaci zaprezentowania plakatów, na których, na przykład, są ofiary aborcji, są szczątki dzieci pokazane.
My na to zaczęliśmy odpowiadać, broniąc obrońców życia. I zawsze mówiliśmy tak, wysoki sądzie; Wysokiemu Sądowi się te plakaty mogą nie podobać, mnie też się mogą nie podobać, każdemu się mogą nie podobać, ale jak dużo innych mamy takich plakatów w Polsce, które nam się nie podobają? I co, teraz będziemy każdego, kto wywiesza plakat, który nam się nie podoba ciągać po sądach?
Czy jeżeli są kampanie, na których pojawia się apel o bezpieczeństwo poruszania się na motocyklach i podczas tych kampanii wideo widać ciała motocyklistów z oderwanymi głowami, a takie mieliśmy kampanie w Polsce, to czy teraz autorów tych kampanii będziemy ciągać po sądach? Czy ekologów, którzy pokazują oskórowane lisy, będziemy teraz ciągać po sądach, czy tych, którzy pudełka papierosów produkują i opatrują takimi obrazkami, na których widać szczątki ludzkie, też będziemy ciągać po sądach? Czy to jest w ogóle sprawa dla sądu, czy to jest jednak przestrzeń wolności słowa?
I cytujemy tutaj całe orzecznictwo europejskie praw człowieka, które mówiło, że wolność słowa jest od tego, żeby mówić rzeczy wstrząsające, bo inaczej nie byłaby nam potrzebna, bo inaczej nikt by się przecież nie burzył, nie byłaby potrzebna żadna wolność. I udaje nam się wygrać.
Na te prawie 200 spraw przegraliśmy tylko kilka. I ostatnio już wygraliśmy. Pięć spraw przed Sądem Najwyższym i ostatni bastion w Polsce, czyli Wrocław upadł, bo we Wrocławiu sędziowie do końca chcieli skazywać. Tam była taka mocna zmowa pomiędzy władzami miasta a sądem. I rzeczywiście ścigano, a następnie skazywano tych naszych biednych wolontariuszy. Ostatecznie okazało się, że Sąd Najwyższy, Izba Karna nakazał wykładać te przepisy w ten sposób, że nawet mówienie wstrząsających rzeczy na temat obrony życia nie powoduje reakcji karnej.
I tyle.
Swoją drogą przedstawialiśmy tam np. opinię psychologów dziecięcych, którzy mówili, że dzieciom takie wystawy w ogóle nie szkodzą, bo dzieciom co najwyżej może zaszkodzić potem jakiś komentarz rodzica, ale generalnie rzecz biorąc, przez całą historię ludzkości dzieci się spotykały ze śmiercią, spotykały się często ze wstrząsającym historiami i od tego są rodzice, żeby potem świat tłumaczyć. I takie były opinie dziecięcych psychologów także.
To już taki kolejny wątek. Mówimy o tym, że ze wszystkimi organizacjami pro-life to jest od początku misja Instytutu Ordo Iuris. Mieliśmy w Polsce bardzo wiele bardzo dobrych organizacji, różnych prorodzinnych pro-life, zajmujących się sprawami, często też gospodarczymi, a czasami dotykającymi kwestii polityki rodzinnej. Ale one były często podzielone, czasami ze sobą skłócone, ale często nie miały ze sobą kontaktu. Podejmowały różnego rodzaju projekty niezależnie od siebie, czasami wbrew sobie, pomimo tego, że chciały do tej samej bramki grać. I od samego początku przyświeca nam przy bardzo wielu projektach łączenie tych środowisk, jako prawicy. Mamy ku temu właściwe instrumenty, bo wszyscy potrzebują prawników i my mamy taką obietnicę do wszystkich organizacji pozarządowych w Polsce.
Jeżeli oni potrzebują wsparcia prawników, to my im chętnie napiszemy opinię, napiszemy im jakieś analizy; nie chcemy grać pierwszych skrzypiec, nie chcemy wychodzić na front tych ich kampanii, oni mogą sobie chwałę przypisać, natomiast dzięki nam to będzie miało merytorycznie właściwe podłoże, będzie skuteczne. Więc osiągniemy wspólnie cel, na którym nam zależy. Oni dzięki temu urosną, a my zbudujemy jakieś dobre relacje.
W tym roku w pewnym sensie podsumowujemy to wszystko. Jeżeli sobie Państwo wejdziecie na taką stronę, lwy.ordoIuris.pl to, to jest strona, na której dosłownie kilka dni temu rozpoczęliśmy zbieranie zgłoszeń do nagród, które zaczynamy przyznawać w tym roku, bo doszliśmy do wniosku, że bardzo wiele środowisk udało nam się już połączyć. Teraz chcielibyśmy zacząć nagradzać różnych działaczy, ludzi, którzy odpowiadają za skuteczność wspierania życia, rodziny, wolności chrześcijańskiej, dziedzictwa narodu, kultury polskiej. Bo przez takie nagradzanie jeszcze bardziej się cementuje te środowiska w takie mocne zaplecze patriotyczno konserwatywnych środowisk w Polsce.
Na tej stronie zobaczycie Państwo, że możecie sami zgłaszać najróżniejsze kandydatury, konkretne osoby, które coś robią dobrego dla Polski i które warto w jednej z tych kategorii nagrodzić. Otóż to jest pierwsza edycja tej nagrody. Będziemy chcieli robić to co roku i w takim okresie od czerwca do września. To jest sezon ogórkowy. Media chętnie wtedy w Polsce przyjmują różne tematy. Chcemy zacząć promować te środowiska, które często są odseparowane.
Na przykład Bractwo Małych Stópek, które robi genialną pomoc dla matek potrzebujących wsparcia na gigantyczną skalę i często się spotykają z najróżniejszymi atakami i za bardzo nikt ich w Polsce nie może nagrodzić. Nie mamy jeszcze, jakiegoś szczególnego instrumentu, wyróżnienia ich, często tych środowisk nie znamy, bo one są często lokalne, chcemy je właśnie w ten sposób zacząć doceniać.
Stąd też zachęcam Państwa, żeby jakoś śledzić tę kampanię Lwów Ordo Iuris, bo mamy nadzieję, że z czasem z tego będzie się tworzyła taka wspólne, szerokie, wspólne, szerokie środowisko, a to jest nam niezwykle potrzebne, bo przez półwiecze komuny zamknięto w Polsce zdrowe społeczeństwo obywatelskie, został tylko Kościół.
Potem oczywiście jeszcze George Soros zaczął budować sztuczne społeczeństwo obywatelskie, które udawało głosy obywateli za pomocą sieci organizacji finansowanych przez niego czy z funduszy norweskich, które mówiły, że są głosem społeczeństwa obywatelskiego. No ale to niestety tak w Europie mamy, że zazwyczaj organizacje obywatelskie są finansowane przez rządy albo przez zagranicznych milionerów. I dopiero w XXI wieku zaczęło się tworzyć to zdrowe społeczeństwo obywatelskie. Ale ono wciąż jest za słabe, a jego główną rolą jest to, żeby stanowić stabilizujący element w państwie, który jest stałym rzecznikiem niepodległości, suwerenności, prawa naturalnego, stałym rzecznikiem chrześcijaństwa, stałym wsparciem dla Kościoła katolickiego i oczywiście też dla konserwatywnych polityków.
Chodzi jednak o to, żeby bez względu na to, jaka konserwatywna grupa będzie dochodziła do władzy, istniało stałe, stabilne zaplecze, które będzie wsparciem programowym, które będzie wsparciem obywatelskim, które będzie powodowało, że nie ma problemu krótkiej ławki, kiedy ktoś dochodzi do władzy i za bardzo nie ma kogo zaprosić do współpracy. Tego typu organizacje oczywiście są głównie w krajach anglosaskich, dlatego my, kiedy zaczęliśmy budować Ordo Iuris, zgłosiliśmy się do chociażby Heritage Foundation w Stanach Zjednoczonych, żeby się dowiedzieć, jak oni to robią, jak oni zbudowali taki think tank, który jest stałym zapleczem wszystkich konserwatywnych środowisk w Stanach Zjednoczonych.
Jednym z elementów jest budowa organizacji całkowicie niezależnej od rządu i nawet wtedy, kiedy rząd jest przyjazny. Chodzi o to, żeby nie korzystać z żadnych środków rządowych czy ze spółek Skarbu Państwa, No bo w Polsce wiadomo, że spółki Skarbu Państwa są jeszcze poważnym potencjalnie źródłem finansowania. Chodzi o to by jedynym źródłem finansowania organizacji byli prywatni darczyńcy. I to jest model Instytutu Ordo Iuris.
Mamy też krąg przyjaciół, czyli taką szczególną grupę kilku tysięcy osób, które nas regularnie wspierają. I to jest model, który dla państwa jest znany, bo wy żyjecie na kontynencie, gdzie to jest całkowicie naturalny model funkcjonowania społeczeństwa.
W Polsce, poza organizacjami religijnymi. Taki model właściwie nie funkcjonuje. My go wprowadzamy i staramy się go bardzo mocno trzymać, a to jednoczenie środowisk jest o tyle ważne, że my musimy wychodzić poza granice kraju.
I to jest ten ostatni wątek przed pytaniami, które chciałem poruszyć. My musimy wychodzić poza granice kraju. Byłem teraz w Ottawie, rozmawiałem tam z kanadyjską koalicją na rzecz Obrony Życia i Rodziny. Był też marsz w Ottawie. W czwartek rozmawiałem też z 40 Days for Life. To jest taka organizacja z Teksasu. O nich był film Unplanned, który może część z państwa widziało. My ich zaprosiliśmy do Polski, mieli wielki kongres w lutym w Krakowie. Teraz ja do nich tutaj przyjechałem, bo chcemy bardzo ich wprowadzić do Polski. Szukamy dla nich partnerów w Polsce.
Nie zajmujemy się kampaniami ulicznymi, ale, ale mamy tę szeroką sieć znajomości, wiemy, jakie organizacje będą z nimi współpracować, a bardzo nam zależy, żeby tego typu komunikat był atrakcyjny dla młodych ludzi, bo oni na całym świecie mają blisko milion wolontariuszy.
Bez formacji młodych to możemy sobie dużo mówić, ale nic nie zrobimy w perspektywie 10 czy 20 lat. Obserwując te działania w Kanadzie, widzę, że tutaj jednak o wiele więcej można zrobić w kraju, o wiele więcej decyzji jest podejmowanych w kraju. W Polsce jest jednak inaczej. Znacząca większość decyzji podejmowana jest albo w Brukseli, albo w ONZ, albo w Strasburgu przed Trybunałem Praw Człowieka.
Jesteśmy w takiej sytuacji, gdy ja często rozmawiam z członkami naszego rządu, z urzędnikami, mamy różne pomysły, projekty i oni rozkładają ręce, bo jest prawo europejskie, bo są orzeczenia Trybunału w Strasburgu, bo są rezolucje w ONZ.
No co to będzie, jeżeli byśmy wypowiedzieli stambulską konwencję gender? Przecież jak wypowiemy konwencję genderową, to nas zjedzą, że jesteśmy wrogami praw człowieka.
Udało nam się doprowadzić do tego, że premier złożył konwencję genderowej do Trybunału Konstytucyjnego. Ostatnio nawet namówiliśmy pewnego profesora z Izraela, żeby napisał opinię wspierającą wniosek premiera Morawieckiego do Trybunału Konstytucyjnego. Wprowadziło to spore zażenowanie po stronie Gazety Wyborczej, która nie wiedziała, jak zareagować i jeszcze nie zareagowali.
Ale staramy się, żeby Trybunał Konstytucyjny chociażby tę konwencję nam utrącił, bo rząd tego nie jest w stanie zrobić, bo jeżeli otworzy kolejny front na polu konwencji Stambule, to będzie tragedia. Jeżeli Trybunał to zrobi to będzie trochę łatwiej.
I to oznaczało, że musimy wyjść poza granice kraju. Nie możemy być skuteczną organizacją w Polsce, a to jest dla nas najważniejsza rzecz, żeby być skutecznymi. Nie możemy być skuteczni w Polsce, nie możemy zrealizować jakiegoś naszego programu, naszej misji, jeżeli nie będziemy obecni wszędzie tam. Dlatego od szeregu lat jesteśmy nie tylko oficjalnie zarejestrowanymi lobbystami w Brukseli. Tak, jesteśmy w tak zwanym rejestrze przejrzystości w Brukseli. Dzięki temu urzędnicy europejscy są zobowiązani do tego, żeby się z nami spotykać i tłumaczyć się ze swoich działań.
Ale też jesteśmy od 2016 roku jedyną polską konserwatywną organizacją, która jest oficjalnie tak zwaną organizacją konsultowaną w ONZ ecie, co nas uprawnia do udziału we wszystkich pracach, wszystkich ONZ owskich komitetów i komisji w Brukseli.
Nie jest łatwo. Co tu dużo mówić, nawet nasza obecność jest poważnym problemem dla bardzo wielu urzędników i już kilkukrotnie próbowano nas powykreślać z tego rejestru przejrzystości powołując się na najróżniejsze zarzuty.
Dla nas było to nobilitujące. Wszystkie największe światowe organizacje aborcyjne, to znaczy Planned Parenthood, International Centre for Active Rights, następnie International Lesbian and Gay Association i jeszcze parę innych, zawiązały koalicję i podpisały wspólny list do Komisji Europejskiej, że to skandal, że Ordo Iuris jest nie tylko w rejestrze przejrzystości w Unii Europejskiej, ale jeszcze polski rząd powołał przedstawicieli Ordo Iuris do komitetów monitorujących wydawanie środków europejskich w Polsce. I że to jest niedobrze, bo uwaga! „Tam, powinny być jedynie właściwe organizacje NGO”. Więc my jesteśmy z tego dumni, niewątpliwie. No i ten list bardzo nas zbudował. Udało nam się przekonać Komisję Europejską, że nie mogą nas wykreślić, chociaż musieliśmy w tym celu odbyć telekonferencją z dyrektorem generalnym komisji, z dwoma komisarzami, którzy nas wypytywali, czym my się tak naprawdę zajmujemy. A my im za każdym razem mówiliśmy, kim jesteśmy. Potem mówiliśmy, że dewizą Unii Europejskiej jest zjednoczenie w różnorodności, więc jak mogą nas wykreślić? No i to udało się, udało się jakoś przeprowadzić i po spotkaniu z państwem jutro rano lecę z kolei do Nowego Jorku, no bo w Nowym Jorku mamy kluczowe rzeczy na poziomie globalnym. Tam mamy część ze spraw WHO tam się odbywa między innymi traktat pandemiczny jest negocjowany. Nie wiem, czy państwo wiecie, ten traktat pandemiczny to jest taki instrument, który ma odebrać krajom; wszyscy i tak widzieliśmy, że w czasie, pandemii wszystkie kraje robiły, co tylko WHO chciało, to było bardzo wygodne dla rządów, bo, to zdejmuje z rządzących pewną odpowiedzialność. Potem bardzo wiele tych decyzji okazało się niesłuszne. Teraz chcą już ominąć ten niepotrzebny element oczekiwania na reakcję rządów i sami to wprowadzać. Taka jest koncepcja traktatu pandemicznego, żeby decyzje WHO, a konkretnie dyrekcja WHO, której nikt ich nie wybiera, jedynie szef WHO jest wybierany, ale jest wybierany przez wszystkie państwa świata, więc tak naprawdę największy najbogatszy lobbysta go wybiera. I w efekcie WHO mogłoby dyktować państwom, co mają robić z własną gospodarką. WHO ogłasza pandemię i WHO decyduje, jak na tę pandemię reagować. Myślę, że połączenie tych dwóch funkcji w jednej instytucji, której nie kontroluje; bo nie ma żadnego trybunału, nie ma żadnego gremium, które może skontrolować, czy to, co robią, nie jest nadużyciem władzy.
Więc nawet gdybyśmy bardzo chcieli, żeby istniała taka organizacja jak WHO, która będzie nas chroniła przed strasznymi chorobami, to z całą pewnością nie wolno dać jej do ręki władzy absolutnej. Władza absolutna psuje absolutnie. I pomysł na ten traktat jest tragedią, globalną tragedią. Niestety, to co robią wszystkie państwa, to jest syndrom organów kolegialnych, jak się zjeżdżają na WHO, to głosują za. Wszyscy głosują za. Dlatego my, korzystając z naszego statusu w ONZ, zarejestrowaliśmy się w tym procesie. Jesteśmy tymi, którzy mówią nie.
Na razie to jest trochę zabawne, bo północ świata chce, a południe świata tego nie chce. I tak to mniej więcej na razie zaczyna się układać, więc jesteśmy dobrej myśli. Może coś z tego będzie. Jesteśmy cały czas w środku tego procesu, ale chociażby mamy rezolucje, które w 2015 roku udało nam się bardzo mocno zaangażować w szczyt ONZ, w Nairobi, gdzie próbowano wprowadzić obowiązek edukacji seksualnej, w najbardziej wulgarnym wydaniu takiej edukacji seksualnej, jaka jest w Hiszpanii czy w Niemczech, gdzie się dzieciom pokazuje bardzo wulgarne komiksy pornograficzne albo filmy pornograficzne, a druga, czyli obowiązkowe wprowadzenie darmowej aborcji we wszystkich państwach świata. To się udało zablokować, bo co prawda kiedy się do Nairobi próbowaliśmy zarejestrować, to nie mogliśmy.
Poskarżyłem się na to naszemu znajomemu To jest pastor z Norwegii zielonoświątkowiec. A on mówi, wiesz, ja mam kolegę, też pastora zielonoświątkowego, który jest akurat chyba teraz wiceministrem spraw zagranicznych w Kenii. Zadzwonił do niego i dwa dni czy trzy dni później dzwoni do mnie i mówi on poszedł do tego ONZ, bo oni tam mają siedzibę. Oni powiedzieli, że oni nikogo nie blokują. Ja mówię sprawdzę, co się dzieje. Okazało się, że tego samego dnia przyszedł list, że jesteśmy zarejestrowani i byliśmy jedyną konserwatywną organizacją, która była zarejestrowana. Takie organizacje jak Heritage Foundation, takie organizacje jak Family Food International, czyli wielcy lobbyści konserwatywni katoliccy, nie byli dopuszczeni do tego szczytu w Nairobi, ale przez to, że tam byliśmy, a oczekiwano pełnego konsensusu, no to ten nasz jeden głos sprzeciwu popsuł szyki w Nairobi.
Na sam koniec było przemówienie tam do 3000 ludzi. Ale ilekroć w tym przemówieniu pani minister zdrowia z Danii, która prowadziła to całe zgromadzenie, pojawiało się słowo abortion, to ten tłum skakał do góry, wyjąc radośnie. To naprawdę było przerażające, bo spodziewalibyśmy się, że szczyty ONZ owskie są poważnym gremium. Nie, zupełnie nie. Tam oprócz tego była taka dyskotekowa muzyka, cały czas i jeszcze takie wyskoki do góry, z flagami postępu. Więc w ostatnim momencie pani minister, która to wszystko prowadziła, powiedziała, że pushbackers voices to be heard, but pushbackers will be pushed back.
To było o nas
Musimy być obecni także w ONZecie. To, co teraz dopinamy do końca w Nowym Jorku, to jest też, jak to zwykle bywa, w wypadku Instytutu Ordo Iuris, coś po raz pierwszy robione, czyli stałe przedstawicielstwo europejskiej organizacji przy oenzecie. Mamy nadzieję, że na przestrzeni najbliższych 18 miesięcy – ten projekt jest rozpisany na pomiędzy 18 miesięcy a trzy lata, w zależności od środków, będziemy mieli stałe przedstawicielstwo przy ONZ, czyli jakiś nasz ekspert i niewielkie jednoosobowe biuro będzie cały czas monitorować to, co się dzieje. Wiązać, sieciować ze sobą tych ambasadorów państw, w szczególności afrykańskich, azjatyckich i południowoamerykańskich, czy państw Oceanii, którzy chcieliby się sprzeciwiać tej najbardziej radykalnej ideologii genderowej, temu wokizmowi w ONZ. Potrzebna jest taka sieć, a im często brakuje wsparcia. Taka była sytuacja we wrześniu ubiegłego roku. Rezolucja na temat kobiet ofiar przemocy wojennej, wspaniała rezolucja, problem w tym, że w tę rezolucję zaszyto taki akapit, że prawa reprodukcyjne i seksualne, w tym aborcja, są prawami człowieka.
Aborcja nie jest prawem człowieka, w żadnym dokumencie międzynarodowym nie jest nazywana prawem człowieka, wielokroć prawo do życia jest nazywane prawem człowieka. Prawo do macierzyństwa jest nazywane prawem człowieka, ale nie prawo do aborcji. To był pierwszy taki dokument. Problem polegał na tym, że wśród 23 państw, sponsorów, wnioskodawców była Polska. My oczywiście natychmiast się skontaktowaliśmy z polskim przedstawicielem, panem ministrem Szczerskim, który do niedawna był w Pałacu Prezydenckim ministrem.
On nam odpowiedział, że to nic takiego, ale chyba się dopiero zorientowali, co podpisali, że taki fragment tam się znalazł. Od tego momentu polski rząd przestał wspierać tę rezolucję; nie wycofał swojego wniosku, ale przestał wspierać. Wstrzymał się od głosu. Nie było poparcia. Dostaliśmy też jakiś tam szereg listów od Pana prezydenta z wyjaśnieniami dlaczego tak było. No ale ważne, że nie wspierali. W kolejnych rezolucji tego nie powtórzyli.
Wtedy był wniosek osiemdziesięciu państw południowej półkuli o poprawkę i ten wniosek nigdy nie został nawet złożony. Dlaczego? Bo zabrakło jednego państwa z północy, które by im pomogło, a państwa południowej półkuli boją się składania wniosków przeciwko Stanom Zjednoczonym i przeciwko Unii Europejskiej, bo boją się po prostu wstrzymania pomocy. I gdyby pojawiła się grupa państw Północy z Polską na przykład, która by złożyła taką poprawkę, to tam by się wtedy podpisali, a przynajmniej by zagłosowali. Ale żeby to było możliwe, to potrzebny jest ktoś na miejscu, kto będzie wyczulony na tę tematykę. Szczególnie teraz. No, teraz polska misja, pamiętajcie, zajmuje się wyłącznie Ukrainą, więc inne rzeczy im po prostu umykają. Prawdopodobnie na tym poziomie zostało po prostu przepuszczone między palcami. Stąd tak ważna jest tam nasza obecność. I jeszcze jest jeden element, my chcemy to połączyć z rozwojem uczelni, Collegium Intermarium, czyli uczelni, którą powołaliśmy dwa lata temu. Wbrew temu, co pisze Gazeta Wyborcza, tam nie ma dwunastu studentów, tylko 220. Ale to już chyba nie trzeba tłumaczyć, że to, co czytamy w Wyborczej, to nie do końca jest prawdziwa relacja z rzeczywistości.
I chcemy, żeby nie tylko Collegium Intermarium, ale sieć innych uczelni, z którymi współpracujemy, takich konserwatywnych uczelni europejskich, wysyłała do tej naszej misji cztery razy w roku na miesiąc studentów po to, żeby ci konserwatywni studenci z Europy mieli możliwość zobaczenia, jak wygląda ONZ od środka i żeby tymi, którzy ich tam będą oprowadzać i będą ich uczyli tego, co tam się dzieje, nie byli liberałowie z Nowego Jorku, tylko eksperci z Instytutu Ordo Iuris czy inni, których my sobie wybierzemy, którzy będą właściwymi przewodnikami pokazującymi, jakim zagrożeniem dla suwerenności narodów jest ta działalność, jaką teraz obserwujemy.
A bardzo wiele państw świata właśnie przez ONZ zaczyna wprowadzać aborcję, zaczyna wprowadzać antykoncepcję na szeroką skalę refundowaną, zaczyna wprowadzać innego rodzaju radykalne rozwiązania w obszarze edukacji seksualnej. Nawet na ten rok 2023, wśród kilku priorytetów ONZ mamy tzw. gender education. To jest koncepcja, którą opisano we wrześniu ubiegłego roku na szczycie w Nowym Jorku. Otóż, autorzy stwierdzili wprost, że. edukacja seksualna to za mało, dlatego że wciąż jednak mówi się tam o płciowości, o różnicach, należy wprowadzić edukację genderową transformatywną po to, żeby już na jak najniższym poziomie edukacyjnym przekonać wszystkich, że istnieje coś takiego jak gender fluid, ciągła przemiana genderu, że właściwie ja jestem w tej godzinie bardziej męski, w tej godzinie bardziej żeński, że mogę się przemieszczać w sposób płynny pomiędzy wszelkimi rodzajami tożsamości, że nie można nikogo zdefiniować, po prostu, jak to było wcześniej.
I w tym celu ONZ ma przygotować globalny program edukacyjny. I teraz nikt o tym właściwie nigdzie nie słyszy. Właściwie nic na ten temat się nie dzieje. Oni sobie sami dobierają ekspertów. I oczywiście, kto pierwszy będzie zmuszany do przyjmowania takiego programu? No nie, Polska. Polska będzie na drugim polu. Najpierw zmuszą te państwa, które są uzależnione finansowo od ONZ, bo to będzie oferta nie do odrzucenia, czyli te wszystkie państwa, które korzystają z pomocy humanitarnej globalnie, a to są państwa konserwatywne, często chrześcijańskie, te państwa padną pierwsze i to są państwa, gdzie jest najwięcej młodych, bo tam ta piramida demograficzna też jest bardzo zdrowa, to są państwa, gdzie często ludzie poniżej 25 roku życia stanowią większość społeczeństwa i to tam będzie skierowane to ostrze edukacji transformacyjnej. To jest ludobójstwo i przeciwko temu trzeba walczyć.
Po pierwsze, trzeba to ujawniać, tak jak wtedy, kiedy się dowiedzieliśmy o tej rezolucji, o roli pana Szczerskiego i zaczęliśmy reagować i ujawniliśmy, to opinia publiczna wymusiła na rządzie jakieś zmiany, też uświadomiła im to, co się stało.
Ale drugi element, to jest przeciwdziałać i budować koalicję, po to ta obecność w Nowym Jorku i po to ta sieć tych studentów, bo będziemy w ten sposób jedyną europejską organizacją, która tam jest na miejscu. Mamy już teraz zapewnienia od Węgrów, że chcą z nami tam wysłać studentów. Kilka jest ośrodków węgierskich, mamy Hiszpanów, Francuzów i Włochów. A problem z tymi organizacjami w innych krajach jest taki, że kiedy zakładaliśmy Ordo Iuris, to myśleliśmy, że jak troszkę urośnie, to pojedziemy sobie do Francji, do Hiszpanii i spotkamy takie silne, konserwatywne organizacje, które nas nauczą.
No i pojechaliśmy. I okazało się, że to jest jak krajobraz postapokaliptyczny. Tam coś było trzydzieści lat temu, ale teraz to są albo już jakieś pozostałości, albo to jest jakaś grupka dwóch, trzech osób z jakąś tam pamięcią instytucjonalną, ale już nic nie robią. Są marki i są jakieś organizacje nowe, szczególnie we Francji, szczególnie wokół tradycji katolickiej coś się odradza. Jest Manifa, czyli manifestacje na rzecz rodziny. Ale oni niekoniecznie chcą współpracować w sprawie obrony życia. Oni już są bardzo głęboko liberalni, nawet jeżeli z zewnątrz mamy wrażenie, że są konserwatystami. Właściwie jesteśmy sami.