Jak to było, kiedy przyjechaliście do Kanady? Moje refleksje zrodziły się po tym jak postanowiłam przyłączyć się do celebracji Dnia Kanady (Canada Day). Od jakiegoś czasu jest to zawsze 1 lipca. Tak było i w tym roku, pomimo tego, że Dzień Kanady przypadał na sobotę, więc i tak dla większości dzień wolny od pracy. A dla tych, którzy normalnie pracują w soboty, tacy jak na przykład pracownicy handlu, dzień ten był także wolny, bo handel jest zabroniony w statutowe święta. Po drodze na moją wieś, zatrzymałam się na tankowanie w małym miasteczku słynącym z taniej benzyny. Podszedł do mnie Amerykanin (tablica rejestracyjna ze stanu Tennessee), i zapytał gdzie może kupić kanadyjską whiskey?
– W Stanach – odpowiedziałam – Tam będzie o wiele taniej, bo u nas sprzedaż jest obciążona różnymi podatkami i jest regulowana na poziomie prowincji, co znaczy, że cena jest taka sama w każdym sklepie w danej prowincji.
Zrobił okrągłe oczy, bo chyba niewiele z tego zrozumiał.
– Ale mnie jest potrzebna kanadyjska whisky ‘40 Creek’ z Grimsby, którą w Stanach trudno dostać.
– No to będziesz musiał poczekać do jutra, bo dzisiaj z okazji Święta Kanady wszystkie sklepy monopolowe są zamknięte – odparłam.
– A co macie prohibicję w tym dniu – zapytał zdziwiony, a potem wyraźnie zmartwiony dodał
– I co ja teraz zrobię? Obiecałem, że przywiozę mojemu sąsiadowi Kanadyjczykowi właśnie tę whiskey, bo u nas jej nie ma.
Wyjaśnił, że przez ostatnie 10 dni wędrował po szlakach Algonquin Park i był przekonany, że kupi tę szczególną whiskey przed wyjazdem
– Nie, nie ma u nas prohibicji, ale tak jest, i wszyscy u nas o tym wiedzą. Można powiedzieć, że mamy handlową prohibicję w tych dniach, kiedy są narodowe święta. Poza tym u nas to się pije piwo, wino i whiskey z Irlandii, albo z Tennessee a nie z Kanady – zażartowałam.
Próbowałam mu przetłumaczyć polskie przysłowie ‘cudze chwalicie, swego nie znacie, sami nie wiecie co posiadacie’. Źle mi szło, ale chwycił sedno dlaczego nie pijemy kanadyjskiej whiskey tylko irlandzką. A mnie przyszedł do głowy pewien pomysł. Miałam w samochodzie polską, a właściwie polonijną wódkę kannūk wyprodukowaną w naszym ontaryjskim St. Catherines przez polonijną gorzelnię Polonée. Tak po prawdzie to miałam także butelkę spirytusu od tego samego producenta. Obiecałam przywieźć kuzynowi, który się na dobre zaszył w kanadyjskiej głuszy. Zaczęłam się zastanawiać co wybrać? Jeśli zaproponuję spirytus, to może się człowiek zatruć jak będzie chciał walnąć kielicha ze swoim kanadyjskim sąsiadem mieszkającym w Stanach. I tak to wódka kannūk wygrała. Tym bardziej, że jest takim typowo kanadyjskim produktem, bo nawiązuje do Kanadyjczyków, do polonijnego biznesu, i do polskiego delektowania się najprzedniejszą wódką. Powiedziałam więc mojemu przypadkowemu znajomemu, że chyba mu mogę pomóc. Wyjaśniłam, pokazałam towar w pięknej stylizowanej butelce i firmowej torebce. Był zachwycony. Oczywiście zapłacił mi należność, i to w dolarach amerykańskich, z czego została mi niewielka nadwyżka, którą włożyłam do skarbonki miejsca pielgrzymkowego Green Lines przy miejscowości Marmora. I taki to był mój Dzień Kanady. Też fajny, nie? Taki polsko-kanadyjsko-amerykański. Niestety pokaz ogni sztucznych w starej odkrywkowej kopalni rudy żelaza został odwołany ze względu na gęsto zalegający, widoczny i odczuwalny dym napływający z płonących we wschodnio północnym Ontario lasów. Ale… Nie można mieć wszystkiego, więc trzeba umieć się cieszyć tym czym życie nas obdarza.
MichalinkaToroto@gmail.com