Podejmujemy decyzje nie zawsze zdając sobie sprawę z ich konsekwencji. Często nawet się nie zastanawiamy nad konsekwencjami. Najgorsze są decyzje pochopne, nieprzemyślane, podejmowane pod naporem chwili i emocji. Dopiero po niewczasie nachodzi nas refleksja, że może niekoniecznie podjęliśmy decyzję dobrą? Jeszcze gorzej, jeśli za nic nie chcemy się przyznać, że to my podjęliśmy taką niezbyt fortunną decyzję. Wtedy musimy znaleźć kogoś, na kogo można konsekwencje tej złej decyzji zwalić. Nie muszę dodawać, że zwalanie na kogoś kieruje się też pewnymi prawami, i najczęściej zwalamy na bogu ducha winnego, czyli na kogoś stojącego niżej w naszej hierarchii, i kto nie potrafi się obronić.
Posługując się trywialnym przykładem. Zainwestowaliśmy w bitcoins (wirtualną walutę) licząc na to, że szybko podwoimy swoje wkłady. A tu klops! Nie tylko nie podwoiliśmy, ale i straciliśmy podwójnie. Kto winny? Szwagierka, bo nas do tego namawiała. Nie brat, nie my, tylko szwagierka. Dlaczego szwagierka? Bo i tak jej nie lubimy, bo jest głupia i leci tylko na majątek. Za szwagierkę można śmiało podstawić szwagra, teścia, czy kolegę. Wszyscy – tylko nie my. Ale najlepiej przywalić temu, kogo i tak nie lubimy. Dlaczego? Bo jak go nie lubimy, to zasłużył sobie, żeby mu jeszcze więcej dołożyć.
Jeśli myślicie, że w skali makro, na poziomie państw jest inaczej to się mylicie.
Przyjrzymy się kryzysowi imigracyjnemu Europy. Pamiętacie ‘Willkommen’ kanclerzycy Merkel dla dziesiątek tysięcy pieszo przemierzających Europę? Kryzys imigracyjny lat 2015-2016, kiedy to napłynęło do Europy kilka milionów miał swoje korzenie, których analiza wymaga odrębnego felietonu. Ale efekty zostały w społeczeństwach, które przyjęły większość nadchodzących. Zresztą imigranci od początku mieli swoje prawa i wiedzieli gdzie jest miód. Czyli głównie w Niemczech, Szwecji, Francji, Anglii, Holandii i Belgii. No może jeszcze Włochy, Hiszpania i Austria. Ale zapewne nie Polska, czy Węgry. Jesteśmy po prostu za biedni i zbyt kanciaści na wysokie oczekiwania niektórych grup imigrantów.
Ale co się stało to się nie odstanie. Kilka lat do przodu, wielorakie próby rozwiązania kryzysu na zasadzie win-win (wygrana dla wszystkich) i co? Ono klops. Po wielu zamachach terrorystycznych, po milionach wydanych na asymilację, końca problemów nie widać. Ostatnio najbardziej jest to widoczne we Francji. Po wiosennych rozruchach Francuzów związanych z ustawą emerytalną, która zakłada między innymi podniesienie wieku emerytalnego z 62 do 64 – ostatnio rozpoczęły się zamieszki etniczne, głównie na przedmieściach dużych miast zdominowanych przez imigrantów. Są ofiary i olbrzymie straty wynikające ze demolowania otoczenia (ulice, biura, sklepy, etc). Zapałką podpalającą była śmierć nastolatka uciekającego kradzionym samochodem (ponoć na rejestracji polskiej), który nie zatrzymał się na wezwanie policji. Policjant zgodnie z regulaminem użył broni. I stało się. Chłopak został trafiony i zginął w czasie policyjnej interwencji. Szkoda mi go, ale… Gdyby podjął inną decyzję, i nie uciekał kradzionym samochodem, to raczej by przeżył. Postawcie się w obu sytuacjach, aby ocenić gdzie leżała decyzja i jej tragiczne konsekwencje. Policjant tłumaczył, że Nahel M. (17, obywatel francuski o marokańskich korzeniach) nie zatrzymał się na sygnał stopu, a policjant obawiał się o to, że Nahel w niego wjedzie, oraz że będzie zagrożeniem na drodze. Nahel był wielokrotnie notowany przez policję, także za posiadanie narkotyków. Na drogach publicznych doszło do 352 pożarów, spalonych zostało 297 pojazdów i uszkodzono 34 budynki. Zginął strażak, a trzech policjantów zostało rannych; uszkodzono posterunek policji i koszary żandarmerii, itd., itp. Koszta demolki są jeszcze nie policzone.
No i potem rozgorzała dyskusja na temat tego kto winien. I nasi (polscy i polonijni) politycy i dziennikarze mają tutaj wiele do powiedzenia – jak zwykle bo to o innych, to na pewno się na tym dobrze znamy. I tak na łamach portalu do Rzeczy Piotr Semka odpowiada Tomaszowi Terlikowskiemu, który winę za wszystko zwalił na Francję.
Na Facebooku napisał:
“Jeśli ktoś urodził się we Francji, a często we Francji urodzili się jego rodzice – to jest Francuzem, a nie migrantem. Jego krajem pochodzenia jest Francja. To dość oczywiste. Jeśli on sam nie czuje się Francuzem, to odpowiedzialności można szukać we Francji, a nie w kraju (a niekiedy krajach) jego dziadków czy rodziców, z którym często nie ma on kontaktu”.
a także:
“Jeśli we Francji skończył (albo i nie) szkoły, i we Francji zderza się ze szklanym sufitem (a zderza się), nie ma wystarczającego kapitału kulturowego, żeby konkurować z Francuzami i jest wykluczany, to problemem jest francuski model asymilacji i inkulturacji i francuski model miękkiego rasizmu, a nie islam (którego często ci młodzi wcale nie wyznaje, i który – co warto przypomnieć – nie wspiera demolowania sklepów czy kradzieży)” .
Piotr Semka (eseista tygodnika ‘Do Rzeczy’) odpowiedział;
“Tomasz Terlikowski ma już jedynego winnego rewolty. To francuskie państwo , które zawiodło w asymilacji. O elementarnej wiedzy, że nie pali się bibliotek, nie atakuje straży pożarnej i nie rabuje sklepów -Terlik pisze tylko w kontekście, że islam wcale tego nie pochwala.”
Oddajmy jednak głos Francuzom. Profesor uniwersytetu paryskiego Pierre Vermeron, na łamach wgospodarce.pl, za Katarzyną Stańko z 9 lipca, zwraca uwagę, że z ponad 1.5 milionową populacją dzieci imigrantów z Azji nie ma żadnych kłopotów. Sądzę, że wie co mówi.
Dodatkowo, profesor ze smutkiem mówi, że dla nas (Francuzów) jest już za późno. Jego zdaniem Polska dopiero wkraczająca w etap przyjmowania imigrantów ma szansę na uniknięcie błędów. I tu sprawą zasadniczą jest nauka języka polskiego.
Zapewne Kanada jako państwo z długoletnim stażem adaptacji i asymilacji nowo przybyłych też mogłaby służyć jako wzór do naśladowania.
Obojętnie, z której strony na to spojrzeć, to nie ma drogi odwrotu.
Czyż nie jest to jednak paradoksem, że rząd Holandii Marka Rutte upadł (8 lipca, br.) z powodu niemożliwości porozumienia w sprawie ograniczeń imigracyjnych? Tak to ten sam premier Holandii, który wielokrotnie krytykował i pouczał Polskę. No cóż, my go także krytykujemy. Jest to paradoksalne, bo jeszcze całkiem niedawno, bo 30 czerwca krytykował w swoim bardzo wyśmiewczym stylu Polskę i Węgry, że jako jedyne z państw Unii Europejskiej (z 27) nie zgodziły się na przymusową relokację imigrantów. Twierdził wtedy, że i Węgry i Polska zachowują się jak rozwydrzone dzieci rzucając zabawkami na placu zabaw.
No cóż. Nie śmiej się dziadku, z czyjegoś upadku, dziadek się śmiał i tak samo miał? Europa Zachodnia zreflektowała się, że z tym ‘Willkommen’ się zapędzili w ślepą uliczkę. Teraz to już nikt nie chce zbierać ani truskawek, ani szparagów, ani opiekować się błyskawicznie starzejącą się populacją. Zyg, zyg marchewka. Nie wyszło.
Ale jest bez powrotu. Co się stało to się nie odstanie. Tylko jeszcze ani końca, ani wszystkich konsekwencji nie widać.
Alicja Farmus
Toronto, 9 lipca, 2023