“Przeszperałem” minione lata. W sensie, że przejrzałem materiały mojego autorstwa, publikowane w “Gońcu”. Na ostatnią tak zwaną prywatę natrafiłem w wydaniu tygodnika z grudnia roku 2020.
Wydaje się to mało prawdopodobne, acz możliwe jest. Najpewniej jednak niedokładnie szukałem. Ewentualnie dokładnie, ale tak, żeby za wiele nie znaleźć. Tak czy inaczej, mogę z przyczyny niebanalnej radośnie sobie zaonomatopeić: “Ho, ho!” – i już przechodzę do rzeczy.
Niełatwo otóż prostować splątane ścieżki poznawcze wspólnoty polskiej. Imponderabilia wskrzeszać. Odtwarzać kryteria. Recepty przywoływać, a drogowskazy naprawiać. Czy tam ognie sygnalne rozpalać na wzgórzach, wici rozsyłać. I tak dalej, i tak dalej. To chleb trudny, ciężki, suchy, twardy. Jaki jeszcze? Że słodki, miałbym wyznać? Obowiązki bywają słodkie, ale nie dlatego do odpowiedzialności nawołuję, nie z tej przyczyny w przyzwoitość proponuję odziać się czym prędzej.
Nie utyskuję, konstatuję fakt. Szczerze jak zwykle, choć tym razem z okolic bliższych memu sercu niż zazwyczaj. Dlatego proszę pozwolić mi wytłumaczyć, skąd biorę swe dzisiejsze egzaltacje. Wcale nie nadmierne, zapewniam. Skoro bowiem zbiegający już dość chyżo z górki, prawnuk Zesłańca, wnuk Legionisty i syn Sybiraka, zorientowany dość dobrze w kontekście oraz w tak zwanych okolicznościach, uznał, że ma po temu powody, jego prawa do egzaltacji kwestionować nie należy. Prawa do egzaltacji i wyjaśnień.
***
Na początek przypomnienie: prawda jak dziwnie wrzeciona historii prowadziły nici polskich losów? Aż staliśmy się, tu potężny acz konieczny kwantyfikator: my, Rzeczpospolita, staliśmy się marginalnym instrumentem w światowej, a zwłaszcza w paneuropejskiej, orkiestrze, prowadzonej batutami dyrygentów nieprzyjaznych Polsce. Zamieniając wstręt do wrogów na obojętność wobec ambicji i marzeń współobywateli, a poczucie godności narodowej, dumy państwowej, honoru i rozumienia interesów oraz racji stanu wspólnoty, w prymat ekonomii nad moralnością.
Tym samym wystawiliśmy wspólnotę na cios – więc zaraz cios otrzymaliśmy. Bowiem życie to rywalizacja, nie współpraca, a ulegając ambicjom czy roszczeniom wręcz, ludzi złej woli, bezrozumnie zaryzykowaliśmy samozatracenie w oparach tak zwanej nowoczesności. Wkrótce również aksjologia postanowiła upomnieć się o swoje – w konsekwencji, nie uczyniwszy przed laty tego, co konieczne, otrzymujemy dziś to, co oczywiste. Swoją drogą, aksjologia ma pamięć najlepszą na świecie. O wartości upomni się wcześniej czy później, nieodmiennie. Tak jak wcześniej czy później dościgną nas nasze grzechy. Zabrakło doprawdy niewiele, a uleglibyśmy.
Wszelako, ponieważ to jeszcze nie koniec, tym bardziej warto pytać, czy finalizacji aby nie doczeka zaplanowana w Berlinie i Brukseli “Operacja likwidacja”, jaką przeprowadza się na Polsce i polskości? Czy całe zło, którym niczym cuchnącą gnojówką zalewa się dziś Polki i Polaków, a to tresując wspólnotę do głupoty i posłuszeństwa, a to ćwicząc medialnym batem jedynie słusznych racji, a to znowu wpychając hurmem do kielicha nowoczesnej maszynki do mielenia ludzkich dusz – czy ów proces nie zostanie doprowadzony do końca? Naszego i Ojczyzny naszej?
Nie chciałbym uczestniczyć w tego rodzaju uwiądzie, ze względów nie wymagających wyjaśnień. W jakiejkolwiek formie uwiądu wspólnoty polskiej uczestniczyć nie chciałbym, podobnie żadna z przytomnych na rozumie Polek, żaden przytomny na rozumie Polak. Tak sądzę. Dlatego w tym miejscu przedstawię alternatywę, zwróconą w przyszłość ostrzem odwołującym się do niegdysiejszej potęgi Rzeczypospolitej. Alternatywę hipotetyczną dziś, jednakowoż realną. Proszę łaskawie spojrzeć. Wytłuszczenie celowe.
—————
Oto Polki i Polacy – “We, the People” – ocalamy wartości, z których polskość wyrasta. Nazywamy je, a nazwawszy podejmujemy trud ich restytucji – zarówno w pamięci zbiorowej narodu, jak i w umysłach jednostek tworzących wspólnotę. Zarazem odtwarzamy i przypominamy sobie, jak skutecznie wytykać łgarstwa, stręczone na nasz temat jak Ziemia długa, szeroka i okrągła, a Polsce obojętna. Na nowo uczymy się wskazywać z imienia dobro. Oraz skazywać “na przepadłe” i śmierć każde zło, uprzednio również nazwawszy je tak, jak należy zło nazywać. Po imieniu.
—————
I już. Recepta gotowa, choćby terapia miała potrwać parę dziesięcioleci raczej, niż zamknąć w latach jednej czy dwóch dekad. A niechby i przeciągnęła się na półwiecze. Tak czy owak, drogowskaz stoi przed nami jak nowo odmalowany. Czy lepiej, boć przyda się i odnowiony drogowskaz, ale co tam drogowskaz skoro przed nami wzwyż pnie się, świeżą cegłą, latarnia morska. Której zadaniem jak wiemy nie jest płynąć dokądś, lecz wskazywać kierunek, snopem światła ze szczytu. Czy syreną, w okolicznościach nadto mgielnych. Czy mrocznych. Nam wskazywać, wspólnocie polskiej. Kiedykolwiek, dzisiaj, gdziekolwiek.
Cała reszta, dosłownie cała reszta, to będą następstwa naszych wyborów i czynów. To zawsze są następstwa. Czynów naszych, powtarzam, i naszych wyborów, włączając multum zaniedbań i co najmniej drugie tyle zaniechań. Nie chcieć widzieć i słyszeć, co oznacza: nie chcieć wiedzieć, to dwa z najbrzydszych bodaj grzechów współczesności. Naszych, polskich grzechów.
***
Owszem, splątane ścieżki poznawcze wspólnoty polskiej prostować niełatwo. Chleb to nielekki. Lecz jakież wskazanie praktyczne owa konstatacja rodzi? Co wynika z niej, weźmy, dla niżej podpisanego? “Obiecywał panu kto, że będzie łatwo?” – tyle już słyszę i mówię na to: zgoda. To jasne, że daleki jestem od pragnienia, by Rzeczpospolitą, wraz z głoszącym konieczność Jej odbudowania do należnej wielkości, przywaliły bryły naiwności, ktoś mógłby powiedzieć: dziecinnej. Ale tym bardziej musimy od siebie wymagać, gdy inni od nas nie wymagają. Pamiętamy postać wypowiadającego ku nam to życzenie? Nie ulega wątpliwości, że pozycja oraz siła narodu, determinujące jego los, zależą w pierwszym rzędzie od tego jak uformowany zostanie, wewnątrz, człowiek tworzący wspólnotę. Jak postrzegał będzie jej interesy.
Gnuśni więc będą nasi współobywatele czy pracowici? Rzutcy i dynamiczni niczym piłeczki fruwające nad siatką i ponad blatem stołu do ping-ponga z prędkościami wykluczającymi śledzenie toru ich lotu, czy przeciwnie, apatyczni i zrezygnowani niczym deszczówka w zapchanej rynnie trzy dni po ulewie? Zobojętnieli i nieczuli jak zastygła przed wiekami lawa? Jak skorupy żółwi, które wolą raczej czekać niż biec dokądkolwiek? Czy raczej pełni energii, kipiącej weń niczym w rdzeniu elektrowni jądrowej? Może niedostępni i nastroszeni jak stado jeży? Spętani niezrozumieniem rzeczywistości czy wolni w dążeniach, świadomi, pragnący chronić ideały i żyć według nich? Nie daj Boże martwi za życia, oziębli, wychłodzeni, bezduszni? Jacy? Bo generalnie: źli czy dobrzy, prawda? Zaś to ostatnie, rozstrzygając o czymkolwiek innym, rozstrzyga jednocześnie o całości. Powtarzamy często: wolność nie jest ulgą lecz wyzwaniem. Jest “trudem wielkości”, jak wyraził się Leopold Staff. Z kolei Zbigniew Herbert nawoływał: “Wskrzeszajcie imponderabilia!”, za które to przesłanie także temu poecie należy się cześć.
Wskrzeszajmy więc imponderabilia. Odtwarzajmy kryteria. Stawajmy się i na powrót bądźmy jedno. Przynajmniej próbujmy, akceptując spoczywające na barkach trudy marszu ku wielkości. Przywracajmy siebie, sobie samym. Wznośmy na nowo gmach polskości. Zaprawdę powiadam nam: to jedyna wartość tego rodzaju, w świecie dążącym prawdopodobnie w nieznane, przez piekło nadciągające z cała pewnością.
***
I tym ostatnim zdaniem zapowiadaną egzaltację kończę. Dopowiadając może tę oczywistość, że polskość traktowana jako temat wiodący z samej natury wymusza emocje niebłahe. Niemniej kończąc, w tym miejscu chciałbym od emocji odejść, artykułując prośbę osobistą.
Otóż moja sytuacja materialna wygląda fatalnie, a rysuje się mroczniej nawet niż w stopniu, który mógłbym ujawnić publicznie. Z drugiej strony nie jest aż tak koszmarnie, by nie mogło być jeszcze gorzej. Dżem na suchym chlebie to też pokarm pod wodę z kranu, nie jakiś tam ocet z pokrzywą. Czy tam chrzan z mirabelkami.
Szanowni Państwo, liczę na przychylność, na serca Czytelników “Gońca” na dobrą wolę środowiska skupionego wokół Tygodnika. Przyda się choćby parę dolarów. Pięć, dziesięć euro. Dwadzieścia brytyjskich funtów. Juan, frank, euro czy złotówka. Symboliczne ryżu ziarenko – i niechby ów ryż choćby ze znanej nam miski premiera pochodził, nie z miasta Łodzi. Co ów filmowy kot, na którym Witia jakoby wierzchem… i tak dalej. Więc.
1) Pokornie, z dłonią na sercu, chyląc głowę, przyjmę wsparcie cykliczne lub jednorazowy datek w dowolnej walucie i wysokości. Dane umożliwiające przekazanie darowizn zamieszczam niżej.
2) Osobie lub firmie wpłacającej jednorazowo darowiznę =250,- CAD (lub równowartość tej kwoty w jakiejkolwiek walucie), z ogromną satysfakcją przyznam godność “Patrona Tygodnia”. Należny honor zainteresowani odbierać będą obok winiety felietonu publikowanego w ramach cyklu “Totamtki”. Można powiedzieć: wylądują na samym szczycie z imienia i nazwiska (na życzenie: nazwa firmy lub pseudonim).
Czy niżej podpisanemu warto pomóc tym sposobem i tą drogą, to Państwo w sercach i sumieniach ocenicie sami. Zostaję z nadzieją, że ta ocena wypadnie dla mnie pomyślnie. Chciałbym kontynuować dzieło na rzecz restytucji idei polskości w narodzie zrodzonym do wielkości (i do wielkości predestynowanym jak mało który naród), choć dziś tłamszonym i szczutym tak nikczemnie. Postrzegając siebie samego, przepraszam za powtórzenie, jako “zbiegającego z górki prawnuka Zesłańca, wnuka Legionisty i syna Sybiraka”, rozumiem doskonale, jak wiele winien jestem Przodkom. Ale rozumiem i to, że wagi tego długu nigdy nie zdołam pojąć i oddać w całości. Mniej bombastycznie: chciałbym kontynuować pracę również po to, by – między innymi treści które poznaliście Państwo dzisiaj, czekały na Czytelników w tym samym miejscu tygodnika, co zawsze. Licząc od lat już niemal dwudziestu.
Nich każdy zatem zrobi co może, jeśli tylko może. Lub kiedy tylko będzie mógł. I oby Waszą szczodrość wynagrodził Najwyższy. Ciebie zaś, Boże, proszę uniżenie: gdziekolwiek się znajdują, kimkolwiek są, ślij im wszystkim dobrą godzinę. Godzina za godziną.
Proszę tędy, za Państwa życzliwość, za zrozumienie, i za tędy :-), raz jeszcze dziękując serdecznie całym sobą.
Portal paypal:
https://www.paypal.com/paypalme/KrzysztofLigeza/
Przelew złotówkowy/walutowy:
Krzysztof Ligęza / PKO S.A. / kod BIC/SWIFT banku: PKOPPLPW / nr konta 74 1240 6801 1111 0000 5629 4833.
Krzysztof Ligęza
Kontakt z autorem: widnokregi@op.pl