Obezwładniono Polskę i zniewolono Polaków, zamieniając dumną niegdyś nację w stado kurze, konfrontowane z rozpędzonym Abramsem. Czy tam z inną Merkavą.
Co oznacza, iż cokolwiek z perspektywy Berlina, Brukseli, Moskwy czy Waszyngtonu należy z Rzecząpospolitą uczynić, uczynione zostanie. A znowu chodzi, najprawdopodobniej, o rabunek w anturażu starannie dobranych emocji. Dużo siwej mgły, czy tam brunatnej, a jeszcze lepiej innego jakiegoś dymu w kolorze czarnym, wiadomo: Polacy to antysemici, faszyści i w ogóle mierzwa nadzwyczajnie kłamliwa, zboczona mentalnie i jałowa kulturowo. Tak formułując przekaz, najłatwiej utrzymać Polaków w stanie zbliżonym do całkowitej bezbronności. Na krótkiej smyczy. Gdy Polacy nie mogą przejrzeć się w oczach innych, zaraz biegną się przeglądać. Chory naród, jak nic.
…Tylko tego o smyczy nie powtarzajcie głośno, bo to prawdziwe wariaty są.
***
Dotąd, gdy jednym słowem opisywałem kondycję wspólnoty polskiej w dowolnym obszarze jej egzystencji, nieodmiennie najlepszym wskazaniem wydawał mi się termin “degradacja”. Co wyimplikowało z siebie parę zasadnych pytań. Przykładowo: kto właściwie zaburzył świadomość Polek i Polaków? Gdzie podziała się pamięć o nas, o polskości? Co z konsekwencjami dla tożsamości indywidualnej i tożsamości naszej wspólnoty? Wreszcie, czy istnieją sposoby na przywrócenie nas, nam samym? Ożywienie nadziei na odtworzenie niezakłamanej polskości w realnej perspektywie czasowej?
Teraz zmieniam zdanie. Czy raczej: dopowiadam co konieczne. Degradacja albowiem nie ogarnęła nas bez przyczyny. Ów proces posiada charakterystyczną dla siebie metodykę. Własny “modus operandi” rzec można – i tu patrz tytuł mojej dzisiejszej pogwarki. Proszę zauważyć: przyjąwszy powyższy punkt widzenia, spora część obrazu współczesnej Polski staje się naraz przejrzysta. To zrozumienie aż boli. W trakcie dyskusji pod jednym z grudniowych wpisów na blogu Gabriela Maciejewskiego (coryllus.pl/czym-akademia-francuska-roznie-sie-od-polskiej-agencji-wywiadu/) internauta Jimmy napisał: “(…) wszystko jest skutkiem formacji społeczeństwa, powolnych młyńskich kół, łamiących kręgosłupy, zmieniających spojrzenie na świat. Czy dzisiaj patrząc na wyczyny Czarzastego czy towarzyszy Cimoszewicza, Millera, Belki i innych, ludzie widzą ich tak, jak powinni? To dlatego Polskę można sprzedać, zelżyć, obrzucić szambem całkowicie bezkarnie, że odwrócono i zakłamano pojęcia i wartości”.
***
Tak. Nawet krajobrazy poznawcze nam zawłaszczyli, przy okazji kradnąc dusze w tychże krajobrazach odciśnięte, a my na to co? “Oj tam, oj tam. Nic się nie stało, Polacy, nic się nie stało”. Nie więcej w każdym razie, my na to. Tymczasem stało się najgorsze z tego złego, co w ogóle Polskę spotkać mogło. Powtórzę: dziś nie rozpoznajemy intencji, a nawet twarzy naszych wrogów, nieustannie myląc się w tym i potykając o celowe zafałszowania, zaś tak zwana większość nie widzi powodów do protestu, bo wraz z zakłamaniem i odebraniem nam właściwej perspektywy poznawczej, odebrano nam także wolę działania. Podczas gdy rozmaite upiory, czytaj: ludzie skażeni piętnem najgorszego dziedzictwa dnia wczorajszego, kształtują codzienność wspólnoty polskiej, zarazem rozstrzygając o naszej przyszłości. Izabela Brodacka Falzmann: “Trudno mi uwierzyć, że istnieją ludzie, którzy obserwując w akcji tych wszystkich szubrawców, kłamców i błaznów ponownie na nich zagłosowali. Dopuścili żeby władzę przejęli ludzie nienawidzący Polski, nie ukrywający swej agresji, atakujący kościoły, plujący na policjantów, posługujący się wyjątkowo wulgarnym językiem”. Mnie też trudno, choć nie mam złudzeń, znając przyczyny takiego stanu rzeczy.
Jednakowoż niech te przyczyny wyłoży lepszy ode mnie, posłuchajmy: “Polska po 1944 r. nie była państwem suwerennym i niepodległym. Ci, którzy nami wówczas rządzili, byli zdrajcami, bardzo często sowieckimi agentami (jeszcze z okresu przedwojennego) o nieustalonej przynależności państwowej. Polacy nie mieli wówczas własnego, niepodległego państwa, władza pochodziła z obcego nadania i nie była demokratycznie wybierana a społeczeństwo było terroryzowane siłami bezpieczeństwa. Zaś w razie większych zagrożeń ustroju do walki z nim rzucano komunistyczne wojsko, jak na przykład w Poznaniu w czerwcu 1956, na Wybrzeżu w grudniu 1970, czy podczas stanu wojennego 1981–1982”.
Tyle Leszek Żebrowski. Wspomniany wyżej Jimmy uzupełnia: “Społeczeństwo zostało umoczone w brudne sprawki, przekupywanie czy “klepanie” podłości (…). Członkowie PZPR z rodzinami to owoc okupacyjnego PRL-u, uformowana zgniła tkanka społeczna, przekazująca geny poddaństwa i nienawiści do suwerennej Polski. (…) Do tego nowy narybek, wyhodowany przez liberalno-lewicowe media, uwiedziony przez złotoustego Kwacha, kazania Geremka, pokrętną retorykę Michnika, pokrętną logikę Tuska, nasycony stałym, niezmiennym, ledwo wyczuwalnym strumieniem jawnej i podprogowej propagandy”.
…Sprzeczać się z ludźmi głoszącymi prawdę? Nie takie rzeczy widział świat, ale czy to dostateczny powód, by samemu robić za idiotę?
Krzysztof Ligęza
Kontakt z autorem: widnokregi@op.pl