Polka czy Polak, obowiązki mamy polskie. Czy ktoś odważy się polemizować z powyższym przekonaniem? Ktoś jakiś? Tu czy tam? Ktokolwiek? No mam nadzieję, że nie.

Obowiązki mamy polskie, podobnie poglądy, zatem w najbliższą niedzielę nie zawahamy się użyć ich w stężeniu maksymalnym – z pożytkiem dla interesu Rzeczypospolitej.

I tyle, gdy idzie o rzeczy i sprawy najważniejsze. Z tych mniej ważnych, warto poznać, tak mi się wydaje, komentarz podsumowujący dzień 13. października 2019 roku, zapisany – uwaga, uwaga – jakieś dwa tysiące lat temu. Przez niejakiego Senekę (Młodszego). Cytuję: “Multi mentiuntur ut decipiant, multi, quia decepti sunt”. Co należy rozumieć, że: “Wielu zmyśla po to, aby oszukiwać, a wielu dlatego, że ich oszukano”. W punkt powiedziane. Mało, że filozof, na dodatek z inklinacjami profetycznymi. Ho-ho, tak-tak.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

***

Z innych ciekawostek: Ukraina otrzyma od USA ponad 100, może nawet ponad 200, pocisków typu “Javelin” (Oszczep). To znaczy nie tyle otrzyma, co kupi – ostatecznie i mimo rządców, czy tam zarządców, z Ukrainy żaden Izrael, w każdym razie póki co. Za pociski Ukraińcy zapłacą jakieś horrendalne miliony. Dolarów USA, nie hrywien. Plus pięć milionów tychże dolarów za kilkadziesiąt wyrzutni.

“Javeliny” to takie przeciwczołgowe “Stingery”, podobno równie skuteczne w destrukcyjnym oddziaływaniem na czołgi, co “Stingery” w relacjach z rosyjskimi śmigłowcami szturmowymi Mi-24 z czasów konfliktu w Afganistanie. Tak czy owak, pocisk ów kosztuje mniej niż rosyjski czołg z przeszkoloną załogą. Tym bardziej mniej niż rosyjski czołg z pancerzem reaktywnym, który – wraz z zawartością – dwugłowicowy “Javelin” zamienia ponoć w pryzmę złomu. Czy tam nawet w kupę niczego.

***

W ostatnim tygodniu przed wyborami parlamentarnymi w Polsce, niżej podpisanemu towarzyszy (nie mylić z Zandbergiem Adrianem) uczucie silnego uderzenia w drzwi. Czy tam we framugę. To jest, w głowę. Ewentualnie w jakieś inne deżawi, równie obszerne. Stąd tytuł. Dlaczego deja vu turystyczne, wyjaśnię w okolicach puenty.

***

W starożytnym Rzymie filozof Seneka, a po drugiej stronie naszego czasu myśliciel Wałęsa, mędrzec Lech oraz kapuś Bolek, wszyscy trzej w jednym, zarzucający śp. Kornelowi Morawieckiemu zdradę interesów “Solidarności” w mrocznej epoce stanu wojennego.

“Starcza powaga, dziecięce wady” – dałoby się rzec, ponownie przywołując Senekę, ale lepiej powtórzyć za tymże: “A multis animalibus decore vincimur”, co oznacza mniej więcej, że: “Wiele zwierząt przewyższa wdziękiem wielu ludzi”. Można przy okazji dodać uzupełniająco, że: “Porywczość to grzech niedojrzałości”. Czy też wskazać wędrowca idący drogą i dochodzącego do jakiegoś końca, podczas gdy błądzenie Wałęsy nie ma kresu. Czy wręcz zakpić: człowiek mądry żyje tyle, ile powinien. Wałęsa żyć będzie tyle, ile może, i pies drapał przyzwoitość. Albo jeszcze inaczej: nieważne, jak długo trwa sztuka. Rzecz w tym, jakim aktorom pozwalamy wyjść na scenę. I to samo bez metafor: Wałęsa mówi dużo, ale tylko jego “Ja!” brzmi zrozumiale. Gdybym o Wałęsie powiedział “zadufek”, uczyniłbym mu honor.

***

A propos aktorów: sitwa ukonstytuowana na kłamstwie nie zbuduje przyszłości innej niż własna. Na innej niż kształtowana aspiracjami z gruntu merkantylnymi ludziom tym nigdy nie zależało i nigdy zależeć nie będzie. Oni chcą tylko przywilejów. Dla siebie i swoich potomków. Na wieczność.

Rzeczywistość nadwiślańska Roku Pańskiego 2019: mafijne klany oligarchów (każdy kraj ma oligarchów, na jakich zasługuje?) z korzeniami sięgającymi komunistycznej nomenklatury, klany oparte o majątki ustanowione przez służby specjalne PRL, których nota bene dzisiaj jakoby już nie ma, który to pozorny deficyt Stanisław Michalkiewicz nazywa “wyższą formą obecności”. Są czy nie, i tak mataczą. Medialnym łgarstwem przysłaniają oczywistą prawdę o nich samych i ich nikczemności. Zakłamują heroiczną przeszłość, tytłając teraźniejszość w szambie koniunkturalizmu. Pichcąc Polsce przyszłość pełną manipulacji, iluzji, oczywistych fałszów oraz kompromitujących przeinaczeń.

Zawsze powiedzą nam to, co każą im mówić ich faktyczni mocodawcy. Nie dysponują żadną porywającą wizją. Nie mają nic do zaoferowania. Poza sobą. I słowopotokami frazesów. Słowa, słowa, słowa wszędzie, co to będzie, co to będzie. Napychają nas medialną faramuszką, na dodatek metodą, wedle której w przełyk gęsi wtłacza się mieloną kukurydzę. Obarczają bagażem przekonań banalnych lub przekłamanych, i zawsze znajdują milion i sto następnych, by nam ramiona obciążyć, a sumienia opryszczyć. I tak dalej, i tak dalej. Czcze wodolejstwo – oto skuteczna metoda na Polki i Polaków wytresowanych medialnie. A teraz zgadnij, kotku, o kim mowa była w środku?



***

Nie wierzę w PSL Kosiniaka-Kamysza i nie wierzę, że w PSL Kosiniaka wierzy Paweł Kukiz. Rozumiem, dlaczego wykonał on przewrót w tył z wyskokiem potrójnie łamanym obunóż, czy podobną figurę równie zaskakującą oczy obserwatora, ale w danych okolicznościach przyrody to i tak niewiele ponad szarlatanerię. Tymczasem, jak powiada poeta, szarlatanów lud nie kocha. Czy jakoś tak.

***

Rzeczpospolita w swoim kształcie i formie z wieku osiemnastego nie miała szans na ocalenie wielkości, z różnych względów, ale mimo uwiądu, wciąż aspirując, mogła do wielkości wrócić. Niestety, Polska (i znowu: z różnych względów), przestała być wyjątkowa, zaś po 1944 roku wręcz upodobniła się do swoich krzywdzicieli. W efekcie, co ktoś inny słusznie zauważył, że każde z trzech pokoleń, począwszy od pokolenia przywiezionego na pancerzach sowieckich czołgów, rozmnażało się dużo szybciej niż każde z trzech pokoleń ludzi niezłomnych.

Mówię przez to, że wszystko, co wielu z nas obserwuje dziś, co dostrzegamy poprzez medialną mgłę łgarstw, to tylko konsekwencje sprzed wielu, wielu dekad. Również od wielu dekad to nie ludzie dobrej woli kreują reguły gry, którą zwę grą o kształt polskości. Wszelako są również między nami ludzie w dalszym ciągu odróżniający to, co dla nas i dla Polski dobre, od tego, co tylko inni za takie każą nam uważać. Dopóki tej umiejętności nie zatracimy, jest nadzieja, że będzie nas więcej i więcej. Nadzieja na to, że nasza przyszłość wpadnie w ręce ludzi charakternych. To jest takich, którym nie odebrano charakteru metodą wypłukiwania szpiku z kręgosłupów. Że nadejdzie jeszcze ich – nasz – czas.

***

Marzenie mam. Poobserwować płonące: świat, Rzym, Polskę – z perspektywy turysty z aparatem fotograficznym w dłoni. Przynajmniej raz na jakiś czas. Tu piekielny pożar, tam czarci swąd, tam znowu krzyki przeraźliwe ofiar postępu, ginących w otchłaniach nowoczesności, a u mnie twardniejące serce i nieustannie trzaskająca migawka. Niech trzaska, myślę sobie, rejestrując śmierć głupców upojonych niewiedzą.

Nic z tego. Mowy nie ma. Nie mogę. Może później. W każdym razie nie teraz. Jestem Polakiem, więc w najbliższą niedzielę nie zawaham się użyć polskich poglądów w stężeniu maksymalnym – z pożytkiem dla interesu Rzeczypospolitej. Mówiłem to wcześniej, wiem, ale na dobrą sprawę powtórzyłbym tyle razy, ile byłoby trzeba. Bo właśnie tak trzeba.

***

Podsumowując: “Kto nie może mieć nadziei na nic, niech na nic nie traci nadziei”. Co także z pana Seneki zapożyczyłem, a do czego wypada i koniecznie należy dodawać: idźmy głosować.

Krzysztof Ligęza

Kontakt z autorem:

widnokregi@op.pl