Od czasu kiedy moją ulubioną książeczką i wierszykiem zostało Ptasie Radio Juliana Tuwim interesowałam się ptakami.
W tamtych czasach ani książeczek, ani niczego innego, się nie wyrzucało tylko przekazywało następnym pokoleniom, albo znajomym, albo po prostu trzymało – tak na wszelki wypadek. Pewnie to znacie, bo dalej ‘trzymacie’ za dużo. Czasy były inne, mało zasobne, a chińskiej nadprodukcji nikt nie przewidywał.
Obecne życie jest zaprzeczeniem tamtego ubogiego w dobra, bo prawie wszystkiego mamy za dużo. Wystarczy przejechać ulicami przed dniem kolekcji odpadów, żeby się przekonać. Ciągle jeszcze są osoby próbujące robić biznes na tych niepotrzebnych rzeczach, i je zbierają. Tylko pula amatorów na rzeczy używane się dramatycznie zmniejsza, bo pula tych co mają za dużo rośnie. Nadprodukcja jest widoczna wszędzie, od naszego domu poczynając, a na niekontrolowanych wysypiskach śmieci kończąc. Życie oferuje nam nieustanne zmiany. Nie zawsze dobre.
Ale są i zalety tego nieprzyzwoicie zagęszczonego wszystkim świata. Moje zainteresowania ptakami przerodziły się na jakiś czas w rysowanie ptaków. Co nie było trudne, bo przecież nie rysowałam ich z natury. Zawsze było sporo książek ze zdjęciami ptaków. Jednak to Internet zmienił wszystko, bo materiałów do nauki rysowania, samych znakomitych rysunków i pięknych zdjęć ptaków jest zatrzęsienie.
Ale to nie wszystko, autostrada dostępu cyfrowego się błyskawicznie rozszerza.
Moim ulubionym nicnierobieniem na wsi to siedzieć sobie na bocznej werandzie i słuchać śpiewu ptaków. Kiedyś, tak mimochodem, nadmieniłam przy córce ornitologu, że chciałabym wiedzieć który ptak jak śpiewa – tak jak ona.
I już znalazło się rozwiązanie. Okazało się, że to wcale nie jest trudne. Można usłyszeć głos ptaka, jeśli się zna jego nazwę angielską. Co też nie jest trudne, jak się wie jak taki śpiewający jegomość zwie się po polsku. Wystarczy na komórce w słowniku na przykład Google wystukać (albo i powiedzieć) nazwę ptaka po polsku, i zaraz dostaniemy wyświetloną nazwę angielską.
Oczywiście w odwrotną stronę, to znaczy z angielskiego na polski, taki słownik też działa.
No więc za poleceniem córki ornitologa zainstalowałam na komórce aplikację Merlin Bird Id, z Cornell University. Aplikacja jest za darmo. W zamian uniwersytet zbiera dane o usłyszanych ptakach – w moim przypadku ze wschodniej Kanady. Natychmiast po zainstalowaniu włączyłam aplikację. Wszystko zajęło mi nie więcej niż 10 minut. I ku mojej radości już po pięciu minutach aplikacja rozpoznała głosy pięciu śpiewających ptaków! Zachwycające!
A były to następujące ptaki:
Song Sparrow – śpiewający wróbel
Red-Winged Blackbird – czerwonoskrzydły kos
Cedar Waxwing – jemiołuszka cedrowa
House Wren – domowy strzyżyk
American Robin – amerykański rudzik, albo raszka
I tak to dochodzimy do nieuchronnych zmian życia. Kilka dekad, kilka epok. Nie ma ucieczki. Jedynie co nam pozostaje to wskoczyć na wagon i cieszyć się widokami.
Na razie, ta aplikacja rozpoznająca śpiew ptaków jest moją ulubioną. Mój mąż siada na ławeczce w ogrodzie z butelką piwa, a ja rozpoznaję ptaki po ich śpiewie. Już niektóre, rozpoznaję bez użycia aplikacji. Moje ucho nauczyło się rozpoznawać jaki to ptasi śpiewak.
Warto cieszyć się nowymi odkryciami otaczającego nas świata, nie tylko na nie biadolić.
Przed zmianami nie ma ucieczki.
Michalinka, Toronto, 8 czerwca, 2024