Kiedy wszyscy są zapatrzeni i oszołomieni debatą u naszego sąsiada z południa, a moi znajomi kłócą się czy wygrał Trump, czy Harris, niewielu zwraca uwagę na trzęsienie ziemi na naszym kanadyjskim podwórku.

A powinni. Przecież bez względu na wybory prezydenckie w USA, w których i tak i tak nie będziemy głosować, zbliżają się wybory parlamentarne szczebla federalnego w Kanadzie. Tak na marginesie, to naszym sąsiadem z południa i północnego zachodu (Alaska) są Stany Zjednoczone, Grenlandia (pod patronatem Danii), Francja ( wyspy na wschód od Quebecu), i Morze Arktyczne. Na liście nie ma Rosji – sprawdźcie sobie. Więc całe lata temu jeszcze w Polsce ten Kanadyjczyk przesłuchujący mnie przed zatwierdzeniem mojej wizy wjazdowej do Kanady (mój mąż dostał azyl polityczny), pouczył mnie, że nie ma dla mnie ratunku i ucieczki od Rosji (co mu chciałam powiedzieć moim łamanym angielskim), bo Kanada na północy graniczy z Rosją. Dopiero po latach zrozumiałam, że to był pewnie jakiś liberalny lewak (lewicowy liberał Pierre Trudeau – przyjaciel Fidela Castro, był wtedy premierem Kanady), i gdyby tylko mógł to by mnie skierował na wyjazd do Związku Radzieckiego. Tak dziwnie wtedy też było. Ale wizę do Kanady dostałam, a PRL (za piątym staraniem, i po międzynarodowej interwencji kanadyjskiego senatora Stanleya Haidasza) dał mi łaskawie paszport w jedną stronę, ale bez zasiłku na zasiedlenie, tak jak niektórzy dostawali kilkanaście lat wcześniej – i do dzisiaj narzekają, że dostali za mało. To dopiero hucpa! Niektórym zawsze za mało.

A ja się cieszyłam jak głupia, że w końcu wyjeżdżam z tego raju, i moi znajomi mi zazdrościli, że dostałam paszport, a jeszcze bardziej zazdrościli tym nielicznym, którzy dostawali paszport kilkanaście lat wcześniej, z zasiłkiem na zasiedlenie w nowym kraju na Zachodzie. Patrząc na tamtych, było im po prostu żal, że ich takie szczęście nie spotyka, jak dostanie paszportu na wyjazd na Zachód (Francja, Szwecja, Niemcy, Szwajcaria, Izrael, potem Stany, Kanada). Znajomy mojego stryjka próbował się przeszmuglować, i znalazł sobie jakąś właściwą siostrę cioteczną, czyli po stronie matki, ale mu powiedzieli, że nie ma dokumentów potwierdzających. Ponoć wtedy wielu starało sobie dorobić życiorys, żeby tylko dostać paszport na Zachód, który był tylko dla nielicznych.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Osobisty efekt tej debaty w US, to taki, że moja córka (jedyna emigrantka- przyjechała do Kanady, jak miała dwa latka) pracująca w klinice weterynaryjnej, jest w żartach po późnych dyżurach pytana co się stało z wszystkim kotami i psami. Ha, ha, ha – to nie jest śmieszne. Ale to przylgnęło. I przejdzie do historii, nawet jeśli Trump się przez to nie przejedzie. Nie mówi się, że imigranci jedzą psy i koty (tak jak to wymsknęło się w debacie Trumpowi) nawet jak się tak myśli. Podobnie nie mówi się, że Polacy to pijacy pijący wódkę, nawet jeśli się tak myśli. Bo nie wszyscy Polacy piją, ale dalej funkcjonuje taki stereotyp Polaka.
Rok 2023 i rok obecny to czas elekcji, które się odbywają w ponad 60-ciu krajach.  Obecnie trzeba dodać do tej liczby Kanadę, bo jak dobrze pójdzie, to będziemy mieć elekcję jeszcze w tym roku – jeśli Pierre Poilievre znajdzie sposób na postawienie votum nieufności obecnemu rządowi liberalnemu Justina Trudeau, a jeśli nie, to na wiosnę przyszłego roku rząd upadnie, bo nie przejdzie w parlamencie federalnym budżet bez poparcia Jagmeeta  Singha i jego partii (NDP).  No chyba, że Jagmeet Singh i reprezentanci w kanadyjskim parlamencie partii NDP znów zmienią zdanie. I takie rzeczy zdarzały się w polityce. Ale póki co, to Jagmeet Sing liczy na to, że zostanie koalicjantem partyjnym partii konserwatywnej i Pierra Polievre. A my liczymy, że partia konserwatywna z Pierrem Polievrem zdobędzie większość w parlamencie i nie będzie potrzebowała koalicjanta. Koalicja lewych liberałów (obecny rząd) z socjalistami była wymuszona, ale koalicja konserwatystów (nawet centrowych) z lewymi socjalistami? Nie widzę tego, ale nie takie rzeczy się w polityce zdarzały.

W międzyczasie w Nanaimo w Kolumbii Brytyjskiej skończyła się wielka konwencja liberalna naszego obecnego rządu. Przybyli wszyscy liberalni członkowie parlamentu, oprócz jednego. Czyli w sumie obradowało 153 MPs, oraz zaproszeni goście i doradcy. Reszta Kanady oczekiwała, że zostanie wybrany nowy lider partii, który zastąpi Justina Trudeau w nadchodzącej walce politycznej o wygranie rządu. Media kanadyjskie prześcigiwały się, w typowaniu kto zostanie następcą premiera. Nic takiego nie nastąpiło. Mister Trudeau powiedział, że ‘nigdzie się nie wybiera’ czyli, że dobrowolnie nie ustąpi, bo musi ‘bronić Kanadyjczyków (przypis autorki: czyli nas też), że nie tylko nigdzie się nie wybiera, to dalej będzie liderem w walce przeciwko ludziom, którzy chcą zaszkodzić Kanadzie, którzy chcą skrzywdzić nasze społeczności i którzy chcą poprowadzić kraj w kierunku, który, szczerze mówiąc, jest dokładnie odwrotny do kierunku, w którym powinien zmierzać świat’ (tłum. Z Politico, 15 września, autor: Nick Taylor-Vaisey).

Acha, to teraz wiemy, w którym kierunku zmierza świat. Zapewne w tym wypracowanym przez Światowe Forum Ekonomiczne (World Economic Forum) Klausa Schwaba, gdzie i nasz premier, jak i wicepremier Chrystia Freeland grali role ulubieńców (darlings of the media) uczestników w Davos, gdzie odbywają się doroczne konferencje ‘arystokratów’ tego świata.
I nawet im do głowy nie przyjdzie, że wyborcy w Kanadzie mogą być po prostu nimi zmęczeni? W roku 2015 kiedy liberałowie wygrali z konserwatystami, wyborcy byli tak zmęczeni Stephenem Harperem (były premier Kanady), że głosowaliby na kogokolwiek innego.

Premier Brian Mulroney wycofał się, kiedy jego akceptacja bardzo spadła. Po nim była Kim Campbell (kto ją pamięta?), ale doprowadziła prawie do upadku partii konserwatywnej. Wykorzystał to liberał Jean Chrétien, który był premierem do 2003 roku.
Ciekawe pytanie dlaczego liderzy partyjni, nie tylko w Kanadzie przecież, nie potrafią zrozumieć, że ich czas się wyczerpał? Klepsydra się przesypuje, a oni swoje. Mamy takie ładne polskie przysłowie określające ten stan:  po nas choćby Potop.

Alicja Farmus, Toronto, 
16 września, 2024