Przy wejściu na plebanię naszego kościoła na Koszutce stoi szafa, a obok lodówka ze szklanymi drzwiami. Na nich wielki napis – Lodówka Miłosierdzia. Wejście na plebanię usytuowane jest trochę z boku więc przez dłuższy czas uchodziło naszej uwadze. W końcu zaskoczyliśmy. Trzeba tu przynieść coś z naszego stołu albo dodać do koszyka będąc w sklepie Społem czy na targu.

Dość często jesteśmy na mszy wieczornej, więc w końcu podrzucamy coś do Lodówki.

Teraz dopiero zauważamy, że na pobliskich ławkach siedzi już kilka osób, które czekają tylko abyśmy weszli do kościoła. Zaraz sprawdzą co przybyło na półkach. Po mszy widać z daleka, że większość rzeczy znikła. Niby nic złego, bo czyż nie tak ma to działać? Jedni wkładają do lodówki, a potrzebujący wyciągają. Kiedyś zauważyłem, że szafa obok pełna była świeżych bochenków chleba. Pewno z jednej z pobliskich piekarni.
Cały problem w tym, że wyczekujący na ławkach to kilka tych samych osób, które niejako kontrolują dostęp do Lodówki nie dając nawet szansy komuś, kto byłby w prawdziwej potrzebie.
Ostatnio Proboszcz ogłosił, że po roku eksperymentu parafia likwiduje Lodówkę Miłosierdzia w związku z aktami wandalizmu i braku kultury w zachowaniu się tych, co mieli na tym pomyśle skorzystać. I tyle! Może ktoś zmodyfikuje pomysł, aby zadziałał?

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

***

Podobno zaczynają pękać ściany na szóstym piętrze.
Wjeżdżamy windą, aby sprawdzić. Są pęknięcia w korytarzu, ponoć także w jednym z mieszkań. Stare to czy nowe, nie wiemy?
Ale zauważamy jakieś przyrządy przymocowane do tynku w poprzek niektórych rys. Powoli kojarzmy, że to takie proste szczelinomierze pozwalające ustalić czy pęknięcia ścian się powiększają się czy nie. Zainstalował je inwestor na wniosek specjalisty. Okazuje się, że specjalista napisał też stosowny raport, w którym wyjaśnia, że wykop pod nowy budynek, na dwa piętra w głąb, chociaż zabezpieczony stosowną ścianką, spowoduje pewne przemieszczanie się gruntu i ewentualne osiadanie budynków w sąsiedztwie. W instalacji ścianki, zwanej „berlińską”, pomaga też kafar wbijający w grunt 10-cio metrowe stalowe dwuteowniki, które mają ją przytrzymać. Ponoć na wyższych piętrach, szklanki trzęsą się unisono z ruchami kafara.
Jutro zebranie przed blokiem. Mają przyjść mieszkańcy z okolicznych budynków. Pojawi się redaktor z lokalnego Katowice24.info. Okazuje się, że obsługująca sąsiedni budynek, znany jako Górnik, spółdzielnia mieszkaniowa KSM złożyła już w sądzie pozew przeciwko inwestorowi. Nowy budynek stanie tak blisko, że część mieszkańców z niższych pięter Górnika już nigdy nie uświadczy u siebie słońca! Na dodatek, wentylacja z garaży będzie skierowana prosto na ich okna, a należałoby ją wyprowadzić na dach. Taka wentylacja oznacza nieprzerwany szum i wyziewy z kilku pięter parkingów.
Niestety, takie niedogodności, choć mają wszelkie cechy plag egipskich, nie dają podstawy do wstrzymania budowy. Niektórzy mieszkańcy Górnika twierdzą, że ceny ich mieszkań spadły już o połowę.
Niedawno platforma transportująca jedną z wielkich koparek zablokowała późnym wieczorem naszą ulicę na półtorej godziny. To praktycznie jedyny dojazd do kilku sąsiadujących budynków. Co z pogotowiem i strażą pożarną? Takiej platformy transportowej nie da się przestawić w pięć minut. Prawo budowlane jasno orzeka, że inwestor musi zapewnić osobom trzecim dostęp do drogi publicznej.
Pani Basia zaczyna działać. Odwiedzamy biuro poselskie pani Moniki Rosa. Jest tuż obok. Pani posłanki nie ma, ale w biurze urzęduje dyrektor i choć obiecuje zaaranżować z nią spotkanie, przez następne dwa miesiące z okładem nic takiego się nie stanie. Pani Basia idzie też do urzędu miasta. Umawia się na spotkanie z wice-prezydentem. Mamy nawet listę z pytaniami, jakby co. Idzie też do wydziału architektury i pyta o dokumentację dotyczącą pozwolenie na tą budowę po sąsiedzku. Okazuje się, że my, mieszkańcy z Ordona, nie jesteśmy tzw. stroną w postępowaniu i żadnej dokumentacji nie możemy zobaczyć.

***

Jest sobota, 15-go czerwca. Trzech Braci z Zakonu św. Jana Pawła-II z Bielska wstało dzisiaj za piętnaście czwarta. O tej porze roku jest już jasno. Brat Jacek z Nowego Sącza zerwał się kilka minut później, Brat Waldemar ma trochę bliżej do Krakowa więc rozpoczął dzień koło wpół do piątej. Mnie Pani Basia zbudziła o podobnej porze. Wszyscy zmierzamy w tym samym kierunku. Bazylika Bożego Miłosierdzia na Białych Morzach. Odbędzie się tu uroczysta beatyfikacja Czcigodnego Sługi Bożego Michała Rapacza, prezbitera i męczennika. Rycerze zostali poproszeni – jak kilka innych grup działających w ramach kościoła – o pomoc w koordynacji uroczystości.
Michał Rapacz otrzymał święcenia z rąk samego arcybiskupa Adama Stefana Sapiechy 1-szego lutego, 1931-go roku.

Po wojnie, gorliwy i bezkompromisowy w głoszeniu prawdy kapłan został uznany przez władze za wroga polityczno – ideologicznego. W maju 1946 roku bojówkarze komunistyczni uprowadziła kapłana do lasu, gdzie został bestialsko zamordowany. W przekonaniu wielu osób, od samego początku ma opinię męczennika za wiarę. Okres powojenny nie sprzyjał jednak prowadzeniu procesu beatyfikacyjnego. Dopiero w latach 86-87, za zachętą samego Ojca Świętego, Jana Pawła II-go, biskup pomocniczy Archidiecezji Krakowskiej Julian Groblicki, zaczął gromadzić materiały dotyczące męczeńskiej śmierci księdza Michała Rapacza. Papież Franciszek zatwierdził dekret o jego męczeństwie na początku tego roku.
W uroczystej mszy uczestniczyło ponad pięć tysięcy gości, w tym pięciuset kapłanów.
W czasie wojny, z rąk okupantów – niemieckiego i sowieckiego, zginęło blisko trzy tysiące polskich duchownych, co stanowiło 20 proc. przedwojennego duchowieństwa. 799 kapłanów, kleryków i zakonników zginęło w Dachau. Wielu z nich śmiercią męczeńską. Na wielu przeprowadzano eksperymenty „medyczne”.
3563 osoby duchowne przeżyły obozy koncentracyjne, więzienia i inne represje.
Wspominamy ich 29 kwietnia – w Dzień Męczeństwa Duchowieństwa Polskiego w czasie II wojny światowej.
Niektórzy badacze szacują też, że w latach 1945-1989 zamordowano w Polsce około 100 księży.

***

17 Czerwca. Pan Damian, organista kościelny u Oblatów a mój nauczyciel pianina kończy pierwsze trzy lata studiów w klasie organów na Akademii Muzycznej w Katowicach. Egzamin odbywa się w naszym kościele w formie liturgii mszalnej plus krótkiego koncertu. Wszystko wychodzi jak należy. Teraz dwa kolejne lata do uzyskania dyplomu magisterskiego.
Pomimo studiów, Daniel ciężko pracuje. Gra do czterech, pięciu mszy dziennie i do sześciu w niedzielę. Potem idzie na mszę wieczorną jako wierny.

***

Polska chyba wpadła w pułapkę własnego (pseudo) dobrobytu. Pseudo, bo część tego, to efekty inflacyjne, plus nie jesteśmy aż tak bogaci, ale nawet to wystarcza, aby okazało się, że Polakom trzeba płacić za dużo z tytułu zatrudnienia. To nie tylko płaca minimalna, która wzrosła, ale też wszystkie inne koszty, które musi ponieść pracodawca. Może nie jest to stuprocentowa przyczyna zamykania firm, ale na pewno jedna z najważniejszych. Nazywając rzeczy po imieniu, producenci wychodzą najlepiej na swoje wtedy, gdy robotnik jest na stawce bliskiej głodowej. Ciągnąc to rozumowanie dalej, przez ostatnie 30-40 lat Polak pracujący musiał mieścić się gdzieś w tej kategorii, bo zachodni inwestorzy jakoś siedzieli w tym kraju, a teraz zaczynają go opuszczać jak przysłowiowe szczury okręt.
Firmy Yazaki i Leclerc narzekają na wzrost kosztów produkcji. Yazaki zwolniło w czerwcu ponad 260 osób. Część produkcji przeniesiono do Bułgarii.
Leclerc zamknie cztery z trzydziestu czterech sklepów. Pracę straci ponad sto osób.
Volvo produkowało autobusy we Wrocławiu, ale w ramach restrukturyzacji zlikwidowało produkcję w Polsce. Pracę straci prawie 1500 osób. O Scanii już wspominałem kilka miesięcy temu, 5000 osób na bruku.
Firma młodości takich jak ja, Levi Strauss, zamyka zakład w Płocku; to prawie 800 osób.
Beco Europe wynosi się z Polski. Produkowali kuchenki, suszarki, lodówki i podzespoły. 1800 ludzi na bruku w tym 1100 w Łodzi.
Michelin Olsztyn zamyka oddział produkujący opony do ciężarówek. Pracę straci 430 osób, choć firma zapewnia, że każda z tych osób będzie miała zapewnione zatrudnienie na innym stanowisku. Produkcję przenoszą do Rumunii.
Olsztyński Stomil sprzedano Michelinowi w 1995 roku. Dokonał tego minister Przekształceń Własnościowych Wiesław Kaczmarek. Dlaczego? Przecież rok wcześniej, firma wypuściła na rynek nowoczesne opony marki Kormoran więc nie wlokła się w ogonie postępu.

***

Arcybiskup Jędraszewski jest „ulubieńcem” niektórych mediów. Przez jakiś czas szeroko rozpisywano się o jego rezydencji emerytalnej, teraz cieszą się z jego rezygnacji i dbają, aby jakaś kontrowersyjno-sensacyjna notatka ukazywała się systematycznie, czyli prawie codziennie. Nie jestem pewien, ale myślę, że ta sympatia to po prostu zmasowany atak na jednego z wrogów „świetlanej przyszłości”. Lewactwo odgryzają się za to co arcybiskup głośno myśli o LGBT i o temu podobnych. Po zakrzyczeniu jednego wroga przeniosą się na kolejnego.

***

A Polska zremisowała 1:1 z Francją. Lewandowski udźwignął ciężar karnego i teraz rozpisują się na temat specjalnie wypracowanej przez niego metodzie strzelania jedenastki, a ja nie jestem przekonany. Z drugiej strony, widać było, jak dyryguje obroną naszej bramki. Francuzom utarto nosa, a zespół jakby cementował się w boju. Na tych mistrzostwach wiele nie wywalczyli, ale może jest nadzieja na przyszłość.

***

Niedziela rano, czas na rower, ale trzeba się spieszyć. O 11-tej ma być już 34 stopnie. To chyba gorzej niż w Toronto. W parku, pod osłoną drzew jeszcze jest chłodno. Powrót trochę pod wiatr. Najgorsze jest stawanie na światłach, bo wtedy, na chwilę, znika chłodzący efekt powietrza. Moja aplikacja ELEMNT na telefonie, która normalnie synchronizuje się z komputerkiem na rowerze, nie chce działać i nie pokazuje ostatnich wypadów rowerowych. W końcu udaje się ją zresetować. Przejechaliśmy wspólnie z Panią Basią ponad 350 km. Czas wyczyścić przerzutki i naoliwić na nowo łańcuch.

***

Ludzie zawsze się budzą wolno. Społeczeństwo to układ dynamiczny z dużą bezwładnością a „Oni” wiedzą na ile mogą sobie pozwolić, aby nie wyrwać nas z letargu. CPK jest świetnym przekładem. Tusk nagle ogłosił prawie to samo co było, ale opóźnienie wynosić będzie dwa lata. Kupuje czas, aby nas uspokoić, wypuścić gaz z balona i potem pewno nic nie będzie. Zawsze coś się znajdzie co przeszkodzi. Pewno braknie mu pieniędzy!
Już następnego dnia jego tweet rozwieje jednak wszelkie nadzieje najzagorzalszych nawet optymistów. Centralne Przewalanie Kasy to kpina z nas wszystkich.
Zupełnie jednak niedawno, czyli kilka miesięcy później (mój dziennik ukazuje się z pewnym poślizgiem) można pokusić się o jakieś poszlakowe hipotezy. Otóż pojawiły się informacje, że lotnisko we Frankfurcie rozbudowuje swoją bazę cargo. 600 milionów euro do 2030 roku.
Wychodzi na to, że być może, CPK zaskoczył naszych zachodnich sąsiadów i potrzebowali trochę czasu, aby wyjść z szoku. Dwuletnie opóźnienie wystarczy jednak, aby polski pomysł przeistoczył się z genialnego w wątpliwy. Ale to tylko domysły.

***

Od 1-go lipca ruszyła w warszawie Strefa Czystego Transportu (SCT). Trzaskowski gorliwie wypełnia swe obietnice dane liderom zielonego ładu, ale czy dane Warszawiakom? „Do Rzeczy” rozwija temat i szczegóły dość skomplikowanych przepisów. Metody gotowania żaby sprawdzi się tu doskonale, bo zmiany będą stopniowe i część z tych przepisów wygląda na sensowne. Wszyscy chcą przecież oddychać czystym powietrzem.

Leszek Dacko