Najważniejszą datą w październiku, oprócz urodzin syna, jest u nas Święto Dziękczynienia ( Thanksgiving Day ), które w Kanadzie obchodzone jest co roku w drugi poniedziałek tego miesiąca; wywodzi się ono z tradycji francuskiego i brytyjskiego Święta Plonów. W Stanach Zjednoczonych dzień ten jest obchodzony w każdy czwarty czwartek listopada; jako święto państwowe od 1885 roku. Pierwotna jego geneza była tam podzięką za szczęśliwe wylądowanie w Plymouth pierwszych kolonistów- pielgrzymów z Anglii, w 1621 roku, na statku “ Mayflower “, a później wdzięczność ta objęła zakończenie wojny domowej północ- południe i ratyfikację Konstytucji.

Wydaje się, że dla mieszkańców kontynentu północnoamerykańskiego najlepszą rzeczą w obchodach Thanksgiving są suto zastawione stoły i rodzinne zgromadzenia wokół nich. Potrawy mogą być różnorodne, ale na ogół nie może zabraknąć tradycyjnego indyka ( lub pieczonej szynki, szpikowanej gożdzikami), żurawin, słodkich kartofli i dyni w różnych postaciach. A dla dzieci, młodzieży i abstynentów najlepszym napojem jest świeżo tłoczony jabłkowy cydr z lokalnego, farmerskiego targu. Nic dziwnego, że przy takim menu średnie spożycie w tym dniu to około 4500 kalorii na osobę..
Na naszym świątecznym stole króluje indyk, przyrządzany według “ Kuchni Polskiej “ Polskich Wydawnictw Gospodarskich z roku 1956, która to książka kucharska towarzyszy mi przez całe życie , obecnie w stanie lekko się rozpadającym. Indyk jako symbol Święta Dziękczynienia ma też bardzo długą tradycję, zapoczątkowaną w Nowej Anglii, miejscu wylądowania Pielgrzymów w XVII wieku, jako że był to ptak rdzennie amerykański, nagminnie tam występujący. A na dodatek mięso dzikiego indyka, odpowiednio przyrządzone, jest najsmaczniejsze ze wszystkich gatunków wolno żyjącego ptactwa.

W Kanadzie duże ilości dzikich indyków zamieszkują lasy południowego Ontario i prowincji Quebec. Bardzo popularne, licencjonowane polowanie na indyki, ograniczone jest do dwóch sztuk w sezonie wiosennym ( nie tego samego dnia ) i jednej sztuki w sezonie jesiennym, na jednego myśliwego. W lasach otaczających nasz letni domek na ontaryjskich Kaszubach roi się od indyków. Całe ich stada zaglądają w okolice karmnika dla ptaków i dopiero poszczekiwanie Bubu podrywa je do odlotu.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Drugi specjał okolicznościowy na to święto:
Legumina z dynią wnuczki Reni
1 puszka 540 ml przecieru dyniowego
1 puszka 350 ml odparowanego mleka
3 duże jajka
¾ opakowania gotowej mieszanki na wilgotne, złote ciasto
½ funta stopionego masła
½ kubka brązowego cukru
Mielone: cynamon, kardamon, imbir, goździki, gałka muszkatołowa
Posiekane orzechy pekanowe
Wersja najłatwiejsza, ale pyszna i luksusowa: wszystkie składniki wymieszać w żaroodpornym naczyniu, piec w 350 F przez godzinę.
Podać z bitą śmietanką lub lodami waniliowymi; nikt się nie zorientuje, że użyliśmy gotowych produktów do sporządzenia tego wyśmienitego deseru!
Przy świątecznym stole rodziny dziękują za różne dobra, my dziękujemy za pomyślność życia w przybranej ojczyźnie, w której akurat mija 40 lat naszego pobytu.

Po długiej przerwie covidowej zaczęłam znowu chodzić na zajęcia z Aqua Fit, czyli gimnastykę w basenie, w pobliskim, społecznym ośrodku sportowo- kulturalnym. Aqua Fitness to doskonałe ćwiczenia w wodzie, dla każdego, nawet bez umiejętności pływania. Taki wodny aerobik wyszczupla, rzeźbi mięśnie i pomaga wyzbyć się cellulitu! Przemaganie wyporu wody sprawia, że musimy w te ćwiczenia włożyć więcej siły, co wzmacnia naczynia krwionośne. poprawiając krążenie i przyspiesza metabolizm ( spalanie 400- 500 kalorii/ godz. ). Poprawa kondycji fizycznej jest najwcześniejsza, na inne efekty trzeba poczekać około miesiąca regularnych ćwiczeń. Nasza poranna grupa to średnio kilkanaście osób, z przewagą pań w wieku dojrzałym i dodatkiem dwóch panów. Młody chłopak, nasz instruktor, wskakuje z nami do basenu i prowadzi energiczne zmagania z oporem wody w szybkim rytmie podkładu muzycznego. Jest dużo zabawy ale i pożytku z tak spędzonych 60 minut.
Skoro już zabrałam się za fiz-kulturę, idę za ciosem i raz w tygodniu dołączam do grupy ćwiczącej cardio fitness. Ośrodek nie prowadzi specjalnych klas dla seniorów, ale część programu zajęć to trening o niskiej intensywności, bez podskoków i nagłych zmian w kierunku ruchu; w zestawie ćwiczeń są natomiast wymachy rąk i nóg, unoszenie kolan i marsz. Najważniejsze, że jedna noga ćwiczącego cały czas ma kontakt z podłogą, co zapobiega trapiącym seniorów kłopotom z utrzymaniem równowagi. Dopóki trwa złota, torontońska jesień, uzupełniam te fizyczne wysiłki dodatkiem 10 tysięcy kroków
( około 5- 6 km ) średnio szybkiego spaceru, co drugi dzień w miarę możliwości.

Zastanawialiśmy się, jak w nietypowy sposób uczcić 15 urodziny naszych wnuczek, aż Pan Mąż wpadł na świetny pomysł- idziemy do staroświeckiej, kociej kawiarni ( Vintage Cat Cafe ). Mieści się ona przy 1274 St. Clair Avenue West, na terenie Corso Italia, włoskiej enklawy w Toronto. Właścicielami jest tureckie małżeństwo Filiz i Cemal, a wielką atrakcją tego miejsca jest ich pięć własnych, pięknych kotów: pers, kot himalajski, dwa koty syjamskie i kot szmaciana lalka- ragdoll. Koty są umieszczone w osobnym pokoju, za szklaną ścianą- można spędzić z nimi godzinę na zabawie i pieszczotach, rezerwując ten czas za $25 ( w tym wliczony jest dowolny napój ) na osobę.
Tak więc wnuczki idą do kociarni, a my zostajemy w części kawiarnianej, obserwując ich zabawy przez szybę. Wydają się zachwycone tym pobytem, zwłaszcza że stosunkowo niedawno straciły ulubioną kotkę Leetz, szesnastoletnią, nomen omen turecką angorę.A dom bez zwierząt jest jak ogród bez kwiatów..Kot ragdoll jest najbardziej przymilny w stosunku do gości, daje się przytulać i wiotczejąc w objęciach, zwisa jak prawdziwa szmaciana lalka.
Kawiarnia ma eklektyczny, wiktoriański wystrój i nostalgiczną atmosferę a kawa w najrozmaitszych postaciach jest mocna i aromatyczna. Wszystkie słodkie wypieki sporządzane są na miejscu, toteż nie oparliśmy się tureckiej baklawie.
W sumie było to fajne wyjście, warte tabletki antyhistaminowej dla Pana Męża, który uczulony jest na koty!!

Zachęcona przez dwie koleżanki z ex- pracy, wybrałam się z nimi na wystawę patchworków ( quiltów ) w Royal Ontario Museum. Na wystawie pokazanych jest ponad 20 rzadko udostępnianych narzut, z 80-ciu sztuk w stałej kolekcji muzeum, datujących się od lat 1850- tych do chwili obecnej. Szeroki wachlarz wzornictwa obejmuje zarówno egzemplarze codziennego użytku ( kołdry, kapy ), sporządzane dla ciepła i komfortu z resztek używanych tkanin, jak i artystycznych dokonań uszytych dla uczczenia specjalnych okazji- ślubów, chrzcin, znanych ludzi i ważnych wydarzeń.
QUILT to zszycie ze sobą kilku warstw tkanin przez przepikowanie ich razem. Warstwa zewnętrzna powstaje przez zszywanie małych kawałków materiałów w większą całość – patchwork – według określonego wzoru, często z dodatkiem aplikacji. Technika ta znana była już w starożytności, w Egipcie, Indiach czy Mongolii.
W wiktoriańskiej Anglii, posiadanie quiltu, zszywanego metodą crazy, czyli bez żadnego wzoru, z nieregularnych kawałków i ozdobionego ręcznym haftem, było oznaką zamożności. Takiej pracy bowiem mogła się tylko oddać pani domu uwolniona od codziennych obowiązków posiadaniem służby. I ten właśnie quilt podobał mi się na wystawie najbardziej.

Ciekawą ideą było zszywanie quiltów dla potrzeb Czerwonego Krzyża w czasie trwania i po zakończeniu drugiej wojny światowej. W tym czasie kobiety kanadyjskie wykonały ponad 400 tysięcy pikowanych kołder, przeznaczonych dla cywilnych ofiar wojny w Europie, w ramach pomocy humanitarnej. Bardzo niewiele z tych quiltów przetrwało do dziś, jeden został przekazany do ROM z Holandii na potrzeby obecnej wystawy. Quilting to bardzo popularne hobby w Kanadzie i Stanach Zjednoczonych. Entuzjastki rękodzielnictwa skupiają się w gildiach rodzinnych, sąsiedzkich czy parafialnych, podtrzymując tradycję tego zajęcia oraz wspólnotę i solidarność kobiet.