Decyzja kończącego swoje urzędowanie prezydenta Józia Bidena o pozwoleniu Ukrainie na atakowanie celów w głębi Rosji amerykańskimi rakietami o zasięgu 300 kilometrów, wzbudziła ogromny rezonans, zwłaszcza w naszym i bez tego wystarczająco nieszczęśliwym kraju.
Pan prezydent Andrzej Duda wyraził “satysfakcję” z tej decyzji, a wtóruje mu ponad podziałami Książę-Małżonek Radosław Sikorski, który w vaginecie obywatela Tuska Donalda po raz kolejny dzierży fuchę ministra spraw zagranicznych. Też się z tej wiadomości uradował stwierdzając, że wreszcie Józio przemówił do Putina językiem siły, który – jako jedyny – robi na nim wrażenie. Co prawda szczegóły decyzji prezydenta Józia Bidena nie są dokładnie znane; jedni twierdzą, że chodzi o dowolne cele w głębi Rosji, podczas gdy inni – że Józio pozwolił tylko na użycie tych rakiet w obwodzie kurskim.
Nie wiadomo też – na co zwrócił uwagę przedstawiciel supermocarstwa światowego, czyli Litwy – ile tych rakiet na Ukrainie już jest i czy w ogóle jakieś są. Jeśli nie ma, to znaczy, że będą musiały być szybko dostarczone, również po to, by niezwyciężona armia ukraińska nauczyła się, który guzik w wyrzutni przyciskać. No a którędy mogą być te pociski szybko dostarczone. Jedynym sposobem jest ich przerzut samolotami transportowymi na lotnisko w Jasionce koło Rzeszowa, a stamtąd – na Ukrainę. Rodzi to dla Polski pewne ryzyko, chociaż nie wiemy, jak duże – bo prezydent Putin nie tak dawno powiedział, że jeśli USA pozwolą Ukrainie na atakowanie celów w głębi Rosji, to Moskwa uzna, że NATO znajduje się w stanie wojny z Rosją. Co to może oznaczać – tego na razie nikt nie wie, chociaż jest wysoce prawdopodobne, że Rosja, po pierwszym uderzeniu na cele w głębi swego terytorium, będzie musiała jakoś zareagować, choćby ze względów prestiżowych. W takich przypadkach państwa starają się choćby o jakiś pozór jeśli nie moralnego, to przynajmniej strategicznego uzasadnienia. I takim pozorem może być odwetowe uderzenie nie tylko na Ukrainę, ale również – na lotnisko w Jasionce, jako że tamtędy trafiać będą na Ukrainę te pociski.
Jak wtedy zareagowałoby NATO? Tego też nie wiemy, tym bardziej, że już 20 stycznia kadencja Józia Bidena się zakończy, a władzę przejmie Donald Trump, który odgraża się, że zakończy wojnę na Ukrainie w 24 godziny.
Ale właśnie z uwagi na to, państwa Sojuszu Atlantyckiego mogą na ewentualne rosyjskie uderzenie na Jasionkę zareagować powściągliwie, na przykład – zgodnie z art. 5 traktatu waszyngtońskiego – wystosowując pod adresem Moskwy tak zwany “ostry protest”. A potem dym by się rozwiał, kurz by opadł, trupy by pochowano, gruz uprzątnięto i prezydent Trump zakończyłby wojnę. Taki rozwój wydarzeń jest całkiem prawdopodobny, toteż musi dziwić reakcja pana prezydenta Dudy, że jest “usatysfakcjonowany” decyzją prezydenta Józia Bidena. Najwyraźniej nie postawił sobie samemu pytania: no dobrze, Ukraina zacznie razić cele w głębi Rosji – i co dalej? Że Książę-Małżonek, który uważa, że zadaniem ministra spraw zagranicznych jest obsztorcowanie swoich rozmówców, aż im pójdzie w pięty, takich pytań sobie nie zadaje, to rzecz oczywista, bo to za duży wiatr na jego wełnę – ale że pan prezydent Duda nie jest mądrzejszy, to nie jest dobry znak.
Jakiż w tym wszystkim znaleźć promyk nadziei? Chyba tylko w postaci objawienia świętej siostry Faustyny Kowalskiej. W swoim “Dzienniczku” wspomina, jak to pewnego razu objawił się jej Pan Jezus i opowiadał, jak postępuje z zatwardziałymi grzesznikami. – Upominam ich – powiada – głosem sumienia, głosem Kościoła, zsyłam na nich rozmaite przygody, które mogą człowieka skłonić do opamiętania – a jak nic nie pomaga, to spełniam wszystkie ich pragnienia. W świetle tego wyjaśnienia widać, że Pan Jezus się nami interesuje, chociaż Jego zainteresowanie wskazuje raczej już na ostatnią fazę; kto wie – może ostatnią szansę – bo właśnie nasz nieszczęśliwy kraj powoli wkracza w kampanię prezydencką przez wyborami, jakie odbędą się w drugiej połowie maja przyszłego roku.
O tym, ze kampania już się rozpoczęła, świadczy ostateczne odrzucenie sprawozdania finansowego PiS przez Państwową Komisję Wyborczą. Wyczekała z decyzją do samego końca, co oznacza, że partia Naczelnika Państwa u progu kosztownej kampanii prezydenckiej zostanie pozbawiona co najmniej 75 milionów złotych. Tymczasem Volksdeutsche Partei znajduje się w sytuacji odwrotnej; właśnie na komisji sejmowej przedstawiciele tej partii, ale również – Polskiego Stronnictwa Ludowego – odrzucili wniosek Polski 2050, czyli partii Szymona Hołowni, by “odpolitycznić spółki Skarbu Państwa”. Wprawdzie taki priorytet koalicja 13 grudnia sobie wyznaczyła, ale kto to widział, żeby takie bezeceństwa robić przed wyborami prezydenckimi, kiedy wiadomo, że przyda się każdy grosz – a najprędzej – właśnie ze spółek Skarbu Państwa – ale oczywiście pod warunkiem, że nie zostaną one lekkomyślnie “odpolitycznione”?
Tymczasem panu prezydentowi Dudzie najwyraźniej nawet nie przyjdzie do głowy, by wysondować prezydenta-elekta Donalda Trumpa, czy potwierdzi on pozwolenie, jakiego w marcu ubiegłego roku prezydent Józio Biden udzielił Niemcom – żeby urządzali sobie Europę po swojemu, czy też to pozwolenie uchyli. Gdyby tak bezmyślnie nie rajcował się tą całą Ukrainą i spóbował to wysondować, to byłoby to z pożytkiem dla Polski. Po pierwsze dlatego, że dzięki temu wiedzielibyśmy na czym stoimy, to znaczy – czy naszym przeznaczeniem, wszystko jedno; czy przy Józiu, czy przy Donaldzie – jest Generalna Gubernia w ramach IV Rzeszy – czy też nie. Po drugie – gdyby się okazało, że prezydent Trump nie zamierza tego pozwolenia podtrzymać – to by oznaczało, że spod kurateli niemieckiej nasz nieszczęśliwy kraj znowu przechodzi pod kuratelę amerykańską – a w tej sytuacji kto wie – może konieczne byłoby nawet dokonanie podmianki na pozycji lidera sceny politycznej naszego bantustanu, w następstwie której miejsce Volksdeutsche Partei zajęłoby może już nie PiS – ale na przykład – Polska 2050 pana Szymona Hołowni, który wystawił swoją kandydaturę na przyszłoroczne wybory prezydenckie, jako “kandydata niezależnego”? Brzmi to dzisiaj cokolwiek zabawnie, ale gdyby tak prezydent Trump cofnął Niemcom to pozwolenie, to wszystko mogłoby się rozstrzygnąć w całkiem innych kategorach, zwłaszcza, że PiS właśnie zostało wyszlamowane z forsy.
Tymczasem niezależne media głównego nurtu usiłują stworzyć wrażenie, jakby walka o prezydenturę naszego nieszczęśliwego kraju właśnie teraz rozstrzygała się między Księciem-Małżonkiem, a panem Rafałem Trzaskowskim. Jasne, że wykonują rozkaz starych kiejkutów, które na razie słuchają niemieckiej BND – ale jak CIA wydałaby im inny rozkaz, to przecież zaczną ćwierkać z całkiem innego klucza.
Stanisław Michalkiewicz