Ciepło, coraz cieplej… Wprawdzie – jakby to powiedział Piperman, albo Biberglanc – dwaj emerytowani semiccy czekiści, co to prowadzą dialogi na cztery nogi – teraz “do żyme ydże” – ale za to temperatura polityczna rośnie. Zaczęło się oczywiście od wyborczego zwycięstwa Donalda Trumpa w Ameryce, po którym od razu stało się jasne, że pod jego prezydenturą Stany Zjednoczone nie tylko nie będą eksportowały do swoich wasali komunistycznej rewolucji – co za prezydentury Kamali Harris byłoby chyba nieuchronne – ale pojawiła się nadzieja, że będą postępy tej rewolucji hamowały, a może nawet odwracały.
Toteż Żydowie, zwłaszcza trockiści, którzy nadają ton Judenratom na świecie, a zwłaszcza w naszym bantustanie, gdzie Judenrat “Gazety Wyborczej” pretenduje do sprawowania rządu dusz mniej wartościowego narodu tubylczego, zgrzytają zębami, krzyczą “gewałt!”, rozpowszechniają “fakty prasowe” przeciwko prezydentowi-elektowi i w ogóle angażują się ponad ludzką miarę, czego przykładem jest choćby nasza Jabłoneczka, co to porównała Donalda Trumpa do Hitlera i Mussoliniego.
Ale Żydowie swoją drogą, a głupie goje – swoją. Toteż kiedy tylko prawybory w Volksdeutsche Partei wygrał Rafał Trzaskowski, o którym na mieście krążą pogłoski, że po mamie (nee Arens, z “tych” Arensów) ma pierwszorzędne korzenie, swoją kandydaturę do przyszłorocznych wyborów wysunął również marszałek Sejmu Szymon Hołownia. Ponieważ Judenrat chyba pragnął uniknąć zbytniej ostentacji, toteż za pana marszałka zabrał się “Newsweek Polska”, opisując jego związki ze sławnym Collegium Humanum – że niby tam studiował. To “Collegium Humanum”, które chyba powinno zmienić nazwę na Collegium Tumanum, jest oskarżane o wydawanie za pieniądze dyplomów ukończenia studiów wyższych, dzięki którym można było ubiegać się o synekury w zarządach i radach nadzorczych spółek Skarbu Państwa. Okazało się, że nie ma dymu bez ognia i pan marszałek przyznał, że owszem – złożył podanie o przyjęcia na studia we wspomnianej uczelni, ale tam nie studiował. Słowem – wprawdzie palił, ale się nie zaciągał. Przy okazji dał do zrozumienia, że w związku z wysunięciem swojej kandydatury do wyborów prezydenckich, koło pióra zaczyna mu robić bezpieka, którą – jak wiemy skądinąd – bezpośrednio “nadzoruje” obywatel Tusk Donald.
Od razu odezwały się nożyce; Judenrat piórem pani Agnieszki Kublik, oskarżył pana marszałka Hołownię o szkalowanie władz państwowych. Pan marszałek już więcej tego wątku nie poruszał tym bardziej, że obywatel Tusk Donald, co to – i tak dalej – zaraz pryncypialnie zapowiedział, że jeśli takie zarzuty się potwierdzą, to on “następnego dnia” wszystkich bezpieczniaków powyrzuca. Zabrzmiało to szalenie groźnie – ale żyją jeszcze ludzie pamiętający, jak to w 2008 roku stare kiejkuty już-już przystępowały do zrobienia z Tuska Donalda marmolady i tylko Nasza Złota Pani, co to najpierw załatwiła mu nagrodę im. Karola Wielkiego, a potem, na wszelki wypadek, mocną ręką przeniosła na brukselskie salony, gdzie zrobiła z niego człowieka, w ten sposób uchroniła przed nieuniknioną katastrofą. Słowem – jak partia mówi, że “powyrzuca” – to mówi.
Tak czy owak w koalicji 13 grudnia zazgrzytało – a przecież na tym nie koniec, bo po kilku dniach z rządu wyleciał wiceminister aktywów państwowych, pan Jacek Bartmiński z “Polski 2050”, pod pretekstem zwolnienia prezesa PLL “Lot” – ale tak naprawdę – jak wyjaśniał – za domaganie się “odpolitycznienia” spółek Skarbu Państwa. Pan marszałek Hołownia uniósł się honorem i zapowiedział, że “Polska 2050” żadnego “zastępczego” kandydata do tego ministerstwa nie będzie już wystawiała. W tej sytuacji odezwał się pan Maciej Sagal – “przedsiębiorca” – który twierdzi, że pan marszałek jednak chyba trochę się zaciągał, bo w prokuraturze jest jego dyplom wystawiony właśnie przez Collegium Tumanum. Skąd “przedsiębiorcy” wiedzą takie rzeczy – tajemnica to wielka – ale skoro wiedzą, to nie można wykluczyć, że podejrzenia pana marszałka, kto mu robi koło pióra mogą nie być bezpodstawne.
W tej sytuacji warto przypomnieć sejmową arytmetykę. PiS ma w Sejmie 190 posłów, podczas gdy KO, czyli Volksdeutsche Partei z satelitami – 157. “Polska 2050” ma 32 posłów, podobnie, jak PSL. Lewica ma 21, Konfederacja – 18, partia Razem, która niedawno z koalicji rządowej wyszła, ma mandatów 5, Wolni Republikanie mają posłów 4, a niezrzeszony jest jeden. Otóż gdyby “Polska 2050” opuściła koalicję, to rząd obywatela Tuska Donalda miałby za sobą tylko 210 posłów, więc do bezwzględnej większości brakowałoby mu jeszcze 20. Gdyby zaś koalicję opuściło również PSL i wespół z Polską 2050, w dodatku – odwróciło polityczne sojusze – to z dnia na dzień mogłaby się uformować nowa większość rządowa (254 mandaty), wskutek czego Volksdeutsche Partei z satelitami znalazłaby się w mniejszości, musiałaby przejść do opozycji, a rewolucja komunistyczna w Polsce skończyłaby się, zanim się jeszcze na dobre zaczęła, zaś widmo Generalnej Guberni zostałoby od Polski odsunięte. Czy to nie jest okazja, by dzięki takiemu przesileniu rządowemu Polska odniosła dwie niezaprzeczalne korzyści? Czy nie warto w nagrodę powierzyć panu Władysławowi w dwóch osobach; Kosiniakowi-Kamyszowi, stanowiska premiera, by do tego doprowadzić, zwłaszcza, że w koalicji 13 grudnia właśnie zatrzeszczało? Nie potrzebuję dodawać, że trzeba by to zrobić jeszcze przed wyborami prezydenckimi, które w tej sytuacji też mogłyby przynieść wiele niespodzianek. Myślę, że z punktu widzenia Naszego Najważniejszego Sojusznika to też byłoby korzystne, zwłaszcza w sytuacji, gdyby prezydent Trump nie przedłużył Niemcom pozwolenia na urządzanie Europy po swojemu, udzielonego w marcu ub. roku przez prezydenta Józia Bidena. Polska pod kurateli niemieckiej znowu przeszłaby pod kuratelę amerykańską, więc niech i ona i nasz mniej wartościowy naród tubylczy też wreszcie na tym skorzystają!
Tymczasem na Ukrainie, chociaż oczywiście rozkaz, że ma ona odnieść ostateczne zwycięstwo, na razie nie został odwołany, sytuacja zmierza w kierunku odwrotnym. Dotarło to też w końcu nawet do prezydenta Zełeńskiego, który niedawno zadeklarował, że niech sobie Rosja trzyma to co trzyma – tylko żeby Amerykanie obiecali, że Ukrainę przyjmą do NATO. Naprawdę musi mu cierpnąć skóra, skoro gotów jest łyknąć takie makagigi – bo przecież nie może nie wiedzieć, że zgodnie z traktatem waszyngtońskim, przyjęcie nowego członka do Paktu wymaga jednomyślności, a w tym przypadku jej uzyskanie wcale nie jest takie oczywiste. Toteż władze ukraińskie stwierdziły niedawno, że “nie ma przeszkód” by przeprowadzić ekshumację ofiar tzw. rzezi wołyńskiej – ale chociaż “przeszkód nie ma”, to nie ma też pozwolenia, by zajął się tym polski IPN, bo te ekshumacje chce przeprowadzać IPN ukraiński. Tak sobie z nas pokpiwają.
Stanisław Michalkiewicz