Idziemy na całość. Wyczyściliśmy jeden tydzień z wszelkich obowiązków i zadzwoniliśmy do Zameczku. Jest wolny pokój i jedziemy już pojutrze, od niedzieli do soboty. Na dodatek jest tam troszkę chłodniej niż w Katowicach.

Tuż przed Wisłą zadzwonimy do zaprzyjaźnionego taksówkarza, który wozi nas do góry za przyzwoite sześćdziesiąt złotych, ale jest już zajęty. Pozostaje postój przed dworcem i taryfa o jakieś dwadzieścia złotych droższa. Dojeżdżamy za piętnaście dwunasta. Zostawiamy walizkę w recepcji i pędzimy w kierunku prezydenckiej rezydencji, do której jest jakieś trzysta metrów, tyle że stromo pod górę. W niedzielę w południe, na mszę w kaplicy prezydenckiej może wejść każdy za okazaniem dowodu i po przejściu przez bramkę. Jesteśmy kilka minut spóźnieni, ale przy dojeździe z Katowic chyba ujdzie i znajdzie się dla nas nawet miejsce w ławce. Świątynia, którą jakieś półtorej miesiąca temu zwiedzaliśmy jako obiekt muzealny, teraz napełniła się wiernymi i Słowem Bożym.

***

Negocjuję z Panią Basią wolny rozruch, pomny poprzedniego razu, gdy nie najlepsze samopoczucie, kazało mi zawrócić ze szlaku na Stożek. W poniedziałkowy poranek, zaczynamy krótką wycieczką w kierunku Wisły Malinki. Docieramy do skoczni im. Adama Małysza. Jest ponoć w remoncie. Powrót jeszcze na biegu jałowym, ale już we wtorek Pani Basia wpada na pomysł, że powinniśmy wybrać się na mszę wieczorną do kościółka na Stecówce. Pniemy się, pewno z dziesiąty już raz, w kierunku Kubalonki. Na parkingu koło Szarculi odbijamy w lewo asfaltem wzdłuż czerwonego szlaku, który prowadzi na Przysłop i dalej na Baranią. Mamy jednak pecha; gdzieś utkwiło nam w głowach, że msze odbywają się tu o 18-tej. Prawda jest częściowa, bo odbywają się, ale nie codziennie. Kiosk z piwem i lodami włoskimi też już zamknięty. Wracamy do Zameczku. Przed ósmą jest już prawie ciemno.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

***

Nagle okazało się, że Panią Basię bardzo interesują koniakowskie koronki. Prawda, że poprzednio do Istebnej dotarliśmy piechotą, a stamtąd do Koniakowa to przecież rzut beretem. Według lokalnych rozkładów autobusowych, takowe jeżdżą z Kubalonki. Okazuje się też, że trzeba odwiedzić pobliskiego Lidla w Wiśle Jawornik. Widać go z pociągu za każdym razem, gdy dojeżdżamy do Wisły Uzdrowiska. Piątek przeznaczamy jednak na wycieczkę bardziej ambitną; może uda się dotrzeć na Przysłop. Jest więc plan.
W środę rano, po śniadaniu idziemy na przystanek na Kubalonce. Brzmi to śmiesznie, bo to prawie trzy kilometry, z tego połowa stromo pod górę. Autobusy do Istebnej i Koniakowa docierają tu od strony Wisły Głębce. Jesteśmy na przystanku już trochę czasu, ale autobusu Wispol jakoś nie ma. Grzebię w Internecie, telefonuję na informację i dostaję numer do dyżurnego ruchu. Dzwonię. Pan kontaktuje się z kierowcą; autobus jest opóźniony, ale jedzie i będzie na przystanku za pięć minut. Za Istebną droga skręca w lewo. Wysiadamy w centrum.
Z jednej strony drogi kiosk z lodami, a z drugiej Muzeum Koronkarstwa i sklepik. Wchodzimy do muzeum, a potem idziemy do sklepu obok. W wielkiej izbie kilka trombit i można w nie zadąć. Pani Basia wydobędzie nawet całkiem donośny głos. Tam też kupimy kilka małych serwetek i dowiemy się o zamówieniu koronkarskim, którym się tu szczycą. Otóż cztery lokalne artystki wykonały kwadratową, 3-metrową serwetę dla indyjskiej księżniczki Shri Malaji Nirmana Devi. Zabrało to trzy miesiące, a serweta jest obecnie obiektem muzealnym.
W drodze powrotnej mignie nam w autobusowym oknie szyld pracowni lutniczej „Domino”. Wytwarza się tu skrzypce, altówki i wiolonczele. Polecam website. Tym razem braknie nam już czasu, ale postaramy się tu zajrzeć następnym razem. Instrumenty robione są z drewna jaworowego, świerkowego i hebanu. Ekscytujące!

***

Obszar wokół Baraniej Góry i Wisły jest nierozerwalnie związany z rodem Habsburgów, podobnie jak tereny wokół Cieszyna i Żywca.
Sam Zameczek wybudowany został w miejscu spalonego drewnianego zameczku myśliwskiego Habsburgów z początków XX wieku.
Jednym z symboli obecności Habsburgów na tym terenie był głuszec. Okazały obraz przedstawiający tego ptaka wisi w sali jadalnej w Gajówce. Tablice informacyjne dotyczące głuszca rozmieszczone są też wzdłuż drogi przy Czarnej Wisełce wiodącej na Przysłop.
W okresie wspaniałości rodu Habsburgów przejeżdżało się tu na wielkie łowy na rozległych stokach Baraniej. Obecnie głuszec jest w Polsce ptakiem chronionym.

***

Na Przysłop idziemy według planu, czyli w piątek. Szosą na Kubalonkę przez Szarculę i Stecówkę. Tym razem kiosk z lodami jest otwarty; lody dla Pani Basi i małe piwo dla mnie. Wylegujemy się chwilę na leżakach o które chyba zadbał przedsiębiorczy właściciel kiosku. Potem szlakiem czerwonym w kierunku Przysłopu. Ta część trasy, to także szlak Habsburski; oznakowany literą H z koroną. Zaczyna się on w centrum Wisły tuż obok oddziału PTTK ulokowanym w Zameczku Myśliwskim Habsburgów z 1898 r. i prowadzi na Baranią. Sam budynek pierwotnie znajdował na Przysłopie, gdzie był bazą noclegowa dla gości rodziny Habsburgów. Pod koniec lat 80-tych przeniesiony został do centrum Wisły.
Przebywali w nim, między innymi, cesarz niemiecki Wilhelm II Hohenzollern, a także arcyksiążę Karol, późniejszy cesarz Austrii.
Obecne schronisko to nowoczesny, miejski w stylu budynek i nie ma wiele wspólnego z tradycyjną, lokalną architekturą. Jednak jest sprawnie działającym schroniskiem i to też jest ważne.
Szlak od Stecówki wiedzie lasem. Na drzewach oprócz habsburskich oznakowań zauważamy stacje Drogi Krzyżowej. Schodzimy w dół do znanej nam asfaltowej drogi wzdłuż Czarnej Wisełki, tyle, że jesteśmy o wiele wyżej. Ostatni odcinek przed schroniskiem to wybór między oszlakowaną, ale stromą ścieżką przez las lub drogą, która zamienia się w szutrówkę i ostrymi zakolami wspina się pod górę.
Nareszcie jest schronisko. Idealne popołudnie, bez upału. Rozsiadamy się na tarasie. Żurek i piwo, bosko. Wprawiam kuchnię w pewne zakłopotanie, bo pytam, czy mają kaszę gryczaną z kwaśnym mlekiem? Obsługa jest zdziwiona i nawet woła kierowniczkę. Pytają, gdzie widziałem takie menu? Odpowiadam, że w „Murowańcu”. Prawda, tyle że było to jakieś dwadzieścia dwa lata temu!

Na zielonej tablicy przy wejściu do schroniska informacja, że znajdujemy się na 900 m. n.p.m. Do szczytu Baraniej Góry dodatkowe 320 metrów w pionie. Kawałek ścieżki od schroniska nie pozostawia wątpliwości, że dalej jest cały czas pod górę. Ponoć pokonuje się to w godzinę. Może uda się następnym razem.
Wyjeżdżamy, można rzec z tarczą. Wejście na Przysłop to jakby plan minimum, który po latach nie chodzenia po górach daje satysfakcję. Przyjeżdża po nas nasz etatowy taksówkarz. Jest jeszcze czas na piwo w przydworcowej restauracji o sugestywnej nazwie Browar Wisła. Nazwy piw nawiązują do wiślańskich dolin. Jest więc piwo Czarne i Jawornik i kilka innych. I tu jednak wcina się inflacja. Standardowy kufel, jest bardzo zgrabny, ale ma tylko 0,4 litra. Piwo ma chyba swych entuzjastów, bo jakiś klient opróżnia restauracyjną lodówkę i wszystkie piwa lądują w bagażniku jego samochodu.

***

Wczoraj rozmawialiśmy z jednym z kierowników Katowickiej Spółdzielni Mieszkaniowej (KSM). Budynek 18-to piętrowego Górnika już osiadł 2 mm. Widać to ponoć na szczelinomierzach. Nie dziwota, jest trzy razy wyższy od naszego budynku. Fizyka działa, a budowlańcy są daleko od skończenia wykopu po tej stronie. KSM i mieszkańcy Górnika mają odbyć zaplanowane kolejne spotkanie z inwestorem. Ciekawe jak potoczy się dyskusja? Najgorsze, że istniejące procedury dotyczące osiadania budynków wydają się skupiać na obserwacji zamiast na prewencji.
Dzisiaj dowiedzieliśmy się, że na naszej ulicy miała miejsce stłuczka. Ciężarówka inwestora uszkodziła jadący samochód jednego z mieszkańców. Budowa się dopiero rozkręca i jeszcze nie osiągnęła swego apogeum. Zagęszczenie ruchu, może spowodować dużo więcej podobnych zagrożeń.
Ostatnie ulewy nie oszczędzają placu budowy. Chodnik po stronie głównej ulicy zapadł się prawie na całej szerokości. Główna przyczyną jest wepchanie się inwestora na teren poza działką, zresztą za aprobatą miasta. Już dwa miesiące temu wpadł do tego wykopu mężczyzna oczekujący na autobus. Z cztero-sześciometrowego chodnika zrobił się pas o szerokości około metra. Reszta to ruchome podłoże.
Kilka dni później odbyło się wspomniane zebranie tamtej wspólnoty z inwestorem. Nas nie zaproszono. Ponoć było burzliwie, ale według otrzymanej relacji ludzie nie potrafili postawić mocnych argumentów, choć dla mnie, osiadanie istniejącego budynku, szczególnie że daleko jest do zakończenia wykopu, to czerwona lampka wielkości latarni morskiej.

***

16 sierpnia, próba zamachu na Trumpa. Trudno coś dodać, bo wszyscy o tym mówią i piszą. Może jedynie warto wspomnieć podtekst komentarza Musk’a, że nikt nie robi zamachu na Bidena czy Harris. Można by to odczytać również jako rodzaj miękkiego oskarżenia czy wskazania, po której stronie leży przyczyna takiego stanu rzeczy. W końcu Musk decyduje się wycofać tweet.
Gdy martwimy się Trumpem, pan Tusk straszy nas wejściem obcych sił, gdy nie będziemy zgadzali się z tym co on robi z Państwem. Tusk przyznaje wprost, że to co robi nie będzie np. konstytucyjne, jeśli zajdzie potrzeba, albo inaczej, gdy on a raczej jego mocodawcy uznają to za konieczne. Jak na razie, jedynie Pan Jakubiak wydaje się protestować przeciwko tej potwarzy ze strony Premiera.
Kilka dni później, w centrum zamętu spowodowanego powodzią, szef sztabu kryzysowego raczy nas informacją, że powodzianom mają nieść pomoc niemieccy wojacy. Pan Premier wydaje się stawiać znak równości między wojskiem naszym i tym, którego widok może kojarzyć się tylko z okupacją. Widać to Panu Premierowi nie przeszkadza, ale sądzę, że wielu Polakom tak. Oczywiście, takie myślenie jest absolutnie niepoprawne i zakładam, że te wszystkie -niby- informacyjne lapsusy to część najnowszej edukacji przez oswojenie.
I znowu „czeski film” i dementi w najlepszym stylu księcia Gorczakowa bo Niemcy twierdzą, że nic im o tym nie wiadomo. I ponownie powinny zapalić się czerwone światełka, ale gdzie?

***

Dosłownie na ostatnią chwilę wpadli do nas Pani Krysia z Panem Wojtkiem. Pomimo różnych prób umawiania się, poprzednie spotkanie miało miejsce na Wielkanoc.
Nasz wyjazd za dziesięć dni, więc zaczyna brakować czasu i idziemy na obiad do Tatiany, która tkwi w Katowicach w tym samym miejscu, na dawnej ul. Wieczorka (teraz Staromiejska), gdzieś od mych czasów studenckich. Nazwa też nie zmieniona, choć całkiem przyzwoita dzisiejsza kuchnia nie ma niczego wspólnego z tą oryginalną, rosyjską.
Potem spacer i panie weszły na kilka minut do sklepu tekstylnego a panowie usiedli na ławce obok. Potem panie wyszły, Pani Basia powiedziała „to chodźcie” i poszliśmy do domu. Wychodząc spod ronda w kierunku Spodka uświadomiłem sobie, że Pani Basia nie ma niczego w rękach. Ja ściskałem pod pachą jej kurteczkę – było ciepło – ale gdzie jest jej torba?
-„Przecież zostawiłam ci torbę na ławce!”.
– „Nic nie pamiętam!”
Zawracamy. Okazało się, że Wojtkowie mogą chodzić szybciej od nas, Pani Krysia biegnie przodem. Potem coś podnosi z tamtej ławki. Torebka z portfelem w środku, z pieniędzmi i różnymi dokumentami przeleżała na ławce, w środku miasta, przez co najmniej pół godziny.
Pozostaje modlitwa dziękczynna do św. Antoniego.

***

Cały czas zastanawiam się, jak Tusk poradzi sobie z TV Republika? Przecież ta wyraźnie konkuruje ze szczekaczkami reżimowymi. I chyba jest zarys planu. Wygląda na to, że Pan Tusk wzoruje się na doświadczeniach kolegi po fachu z kanadyjskiego podwórka.
Trudeau, systematycznie marginalizuje „Rebel News” bo, po prostu, nie wpuszcza ich na konferencje prasowe.
Jakiś czas temu rząd wymyślił, że różne agencje informacyjne muszą mieć licencję kanadyjskiej organizacji dziennikarskiej, której udzielają rządowi cenzorzy. No i „Rebel News” takowej nie dostały. Powód: ponoć nie przedstawia wystarczającej ilości wiadomości, które eksperci od cenzury kwalifikują jako „news”. Ale to nie koniec, ma to także konsekwencje finansowe. „Rebel News” nie są uprawnione do korzystania z pewnych odpisów podatkowych, które normalnie organizacjom dziennikarskim przysługują. Mało tego, licencja pozwala także na podobny odpis podatkowy indywidualnym subskrybentom, chyba, że oglądają właśnie tą stację. Bingo!
Sprawa jest ponoć w sądzie.
Tu zaczyna być podobnie; TV Republika, już po raz piąty, nie została wpuszczona na tzw. Sztab Kryzysowy. Pozbawiona jest tym samym najświeższych wiadomości o stanie powodziowym.
Pewnie promotorzy demokracji liczą, że spragnione sensacji lemingi przerzucą się na właściwe stacje telewizyjne. Może mają rację. Tak jak piekło wybrukowane jest dobrymi chęciami, tak wszędzie pełno jest bezmózgowców. I jak tu się nie zgodzić z Korwinem-Mikke?

Leszek Dacko