Święta Bożego Narodzenia, a potem Nowy Rok.

Boże Narodzenie rodzi nową nadzieję w naszych sercach. Nadzieję na pomyślność, szczęście i ulotnienie się starych problemów. Tyko te stare problemy się nie chcą ulatniać – nawet z nowym rokiem. Wracają jak bumerang, z wielkim nasileniem gdy otrzymamy rachunki za święta do zapłaty. Dostajemy wtedy poświątecznej depresji, ogarnia nas post Christmas blues. A liczyliśmy przecież w naszych noworocznych postanowieniach, że wszystko będzie inaczej, lepiej, ładniej. Taki coroczny miraż, który rozpryskuje się jak bańka mydlana – choć taki był wielokolorowy i ładny. Ułuda wiary w zmianę.
Moja znajoma cierpiąca na poważny artretyzm, wielokrotnie sądziła, że jak tylko pójdzie na jakąś pielgrzymkę pieszą, to jej ból kolan minie. A nie mijał, ale ona dalej wierzyła, że skoro pójdzie na pielgrzymkę pieszą. Takie rozjechanie dwóch światów: rzeczywistego z artretyzmem w kolanach, i wyobrażonego z pieszą pielgrzymką, na której trzeba maszerować kilka godzin dziennie. Nie da się? No nie da. Tak i z naszą bożonarodzeniową nadzieją. Jeśli jej nie zakotwiczymy w rzeczywistości, i nie zbudujemy do niej pomostów, to wszystko na nic. A łatwo to i tak nie będzie.

Dotyczy to także wszystkich zawieszonych przez okres Bożego Narodzenia spraw.
Długi pozostaną długami dodatkowo zwiększonymi przez wydatki świąteczne, konflikty w rodzinie same się nie rozwiążą, choć bardzo byśmy chcieli, polski ambasador w Izraelu nie zostanie przyjęty przez Izrael, choć świadczy to o poważnym kryzysie dyplomatycznym pomiędzy obu państwami, a my dalej zapalamy w Sejmie świece chanukowe pod portretem Menachema Mendla Schneersona (z dynastii Chabad – Lubawicz). W polskim Sejmie. I mi tłumaczą, że nic złego w tym nie ma, bo to tylko upamiętnienie wspólnej historii. Zgodziłabym się, gdyby… Naszym polskim opłatkiem symbolicznie łamano się w parlamencie Izraela Knesecie. Przecież wielu Polaków żydowskiego pochodzenia budowało Izrael. Ależ to niemożliwe – tłumaczą mi – bo Izrael to państwo religijne, i na żadne takie wyrazy tolerancji nie może sobie pozwolić. A może nie chce?
A jeśli już, to bardzo bym chciała, itd, itp. Pisywałem o tym wielokrotnie, i wielokrotnie jeszcze napiszę. A na razie zwołujemy wyciszenie bożonarodzeniowe. Robimy rachunek sumienia (ale tylko taki mierzony wiadomą miarką), i siadamy do stołu wigilijnego z rodziną. I pamiętamy. Wszystkie Wigilie przeszłe, choć to trudne zadanie po przekroczeniu piątego roku życia, a im więcej jest tych przeszłych Wigilii, tym trudniej je wszystkie spamiętać. Najlepiej je spisać i uzupełniać w miarę kolejnych odsłon pamięci i kolejnych Wigilii. Tak zrobiłam, i okazało się, że kiedyś urządzaliśmy Wigilię na 17 osób. – Jak myśmy się wszyscy zmieścili? – pyta córka.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Nie rozumie jeszcze, że jak się chce… Więc dzieci starsze siedziały na dostawianych stolikach, które udawały przedłużenie głównego stołu. Główny stół został przeniesiony z jadalnego do salonu, żeby wszystkich pomieścić przy jednym (choć sztukowanym stole). I jeszcze spisałam wtedy, co jedliśmy, i co kto dostał. Tak, widać już dawno miałam dryg do spisywania. I może też dlatego powoli zmieniliśmy sposób obdarowywania? I zamiast podarunków z grupy tak zwanych zbędnych, przeszliśmy na karty sklepowe? Wtedy każdy kupi sobie co chce. I gdzie te czasy, kiedy moja córka po przyjeździe do Kanady bardzo się cieszyła, że pod choinkę dostała rękawiczki, zwykłe węłniane z sieci sklepów ByWay? Niestety na nic innego nas nie było wtedy stać, a wtedy jeszcze człowiek wstydził się swojej biedy, i za nic nie chciał iść do kościoła po jałmużnę na zabawki pod choinkę dla dziecka. Spróbujcie dzisiaj dać dziecku rękawiczki pod choinkę! Moim też się obecnie w głowach poprzewracało, tyle chociaż, że rozumieją znaczenie łamania się opłatkiem, Wigilii i tradycji. Trudno jest kupić prezenty dla 10 osób. Nawet jeśli wydacie po $100 na osobę, to i tak nie kupicie tego co sobie życzą. A życzą sobie, życzą! A wydacie tyle, że popadniecie w depresję jak w styczniu przyjdą rachunki do zapłacenia. Więc trzeba wszystkim wytłumaczyć, że Wigilia i święta nie są o prezentach i zakupach. Może także nie o jedzeniu, ale o Wigilii, i byciu razem. Kiedyś dawno temu, spędzałam Wigilię sama, z niemowlakiem w komunistycznej Polsce. Ze strachu, żeby nie podpaść (mój mąż dostał azyl polityczny w Austrii) cała rodzina, bliższa i dalsza, a także znajomi o mnie zapomnieli, nie chcę powiedzieć – wyparli. Bali się, że kontakty ze mną im zaszkodzą. Co prawda nie wiem w czym im miały te kontakty ze mną zaszkodzić? Ale obrazuje to skalę zastraszenia społeczeństwa. Oczywiście, jak już dostałam po którymś tam razie pozwolenie na wyjazd (paszport w jedną stronę, bez zapomogi na zasiedlenie, jak niektórzy z emigracji po ‘68) to sobie ta rodzina bliższa i dalsza, oraz znajomi o mnie przypomnieli. Niektórych nawet zaprosiłam do Kanady – bo mam klasę, a nie jestem pamiętliwa. Więc trzeba o tych wszystkich samotnych i nieszczęśliwych też pamiętać. U mnie na stole wigilijnym jest zawsze jedno dodatkowe nakrycie dla zbłądzonego gościa, przed którym się nie zamyka drzwi w takim dniu. Nie?

Kiedyś zabłąkał się do mnie w wigilię pijany w trupa sąsiad… Co byście wtedy zrobili? Zaiste, życie stawia przed nami swoiste i trudne testy. Takie trudne testy, że sami nie bardzo wiemy jak je zdać. Nie wyposażono nas w narzędzia dawania sobie rady w sytuacjach ekstremalnych. Musimy wtedy polegać …no właśnie na czym? A sąsiad padł jeszcze bardziej i został odprowadzony do fotela na werandzie i troskliwie przykryty pledem. Powiadomiliśmy rodzinę, że smacznie u nas śpi. Rodzina nie bardzo się przejęła, bo sama była pod dobrą gwiazdką.

Szybując jednak w szarości dnia grudniowego w stronę światła ponownego Narodzenia Dzieciątka Jezus, wykorzystajmy wszystkie siły na odnowę w łasce boskiej.
Oby życie poświąteczne dalej owocowało w nieskazitelność naszego odrodzenia, które mamy obowiązek roztoczyć w świecie. Także w tym małym dookoła nas. Dążymy do tego, aby w czas świat Bożego Narodzenia i Nowego Roku uzdrowić nasze dusze i serca, obmyć się ze wszelkich złych naleciałości i myśli i wytrwać w tym z korzyścią nie tylko dla nas, ale i dla innych. Boże Narodzenie jest o Rodzinie, nie tylko tej bliskiej, ale i tej dalszej, naszej społecznościowej.
Alicja Farmus, 15 grudnia, 2024