Powoli dobiega końca stan nirwany, w jakim zazwyczaj pogrąża się w okresie Bożego Narodzenia nasz nieszczęśliwy kraj.
Tym razem, z uwagi na rosnącą zawziętość obywatela Tuska Donalda, która udziela się nie tylko członkom jego vaginetu, ale nawet osobom pozornie niezaangażowanym, jak na przykład mój faworyt, prof. Wojciech Sadurski, co to nawet na poczekaniu wymyślił rewolucyjną teorię, dlaczego minister Domański nie powinien wypłacić PiS-owi subwencji – nirwana była jednak przerywana.

Po pierwsze dlatego, że od Nowego Roku Polska stanęła na czele Europy, a konkretnie – objęła po Węgrzech rotacyjne przewodnictwo w Radzie Unii Europejskiej, co oznacza, że obywatel Tusk Donald, albo osoba przezeń wyznaczona, będzie otwierał i zamykał posiedzenia tego gremium, a przy okazji załatwiał na boku rozmaite siuchty.
Szczególną dumę odczuwa z tego powodu Książę-Małżonek, który dzięki temu będzie mógł przed całą Europą zademonstrować swój kunszt wiązania krawatów – a po drugie – że tego samego dnia, kiedy obywatel Tusk Donald urządził z tej okazji “galę” w Teatrze Wielkim, rolnicy z całej Polski zjechali traktorami do Warszawy, żeby zaprotestować przeciwko umowie z Mercosur, jaką niedawno podpisała Reichsfuhrerin Urszula von der Leyen, no i przeciwko innym jej wynalazkom w rodzaju “Zielonego Wału”, który to całe europejskie rolnictwo zrówna z ziemią.

Nawiasem mówiąc, ten program nawiązuje do znanej z czasów pierwszej komuny koncepcji wyrównawczej. Wtedy chodziło o to, by inteligencję zrównać z robotnikami, robotników – z chłopami – a chłopów – z ziemią.
Teraz Reichsfuhrerin tak otwarcie tej równości nie głosi, ale chłopi swoje wiedzą i protestują. Ponieważ jednak protest ten był zapowiedziany wcześniej, Reichsfuhrerin dyplomatycznie zapadła na “ciężkie zapalenie płuc” i w Warszawie się nie pojawiła. Podobnie uczyniło wielu innych Umiłowanych Przywódców i w rezultacie na mieście pojawiły się fałszywe pogłoski, jakoby obywatel Tusk Donald zmobilizował na wspomnianą “galę” nie tylko członków Volksdeutsche Partei, ale nawet batalion przebranych po cywilnemu żołnierzy WTK. Oczywiście w tych fałszywych pogłoskach nie ma ani słowa prawdy, bo każdy mógł na widowni Teatru Wielkiego zobaczyć nie tylko sezonowego marszałka Sejmu Szymona Hołownię, ale też posągową Małgorzatę Kidawę-Błońską, której koalicja przydzieliła fuchę marszałka Senatu.
Nie było natomiast pana prezydenta Andrzeja Dudy, który akurat tego dnia pojechał na narty. Wprawdzie wicefeministra do spraw europejskich w vaginecie obywatela Tuska Donalda, Magdalena Sobkowiak-Czarnecka poinformowała opinię publiczną, że vaginet wysłał panu prezydentowi list z zaproszeniem, więc “gdyby chciał, to mógł przyjść” – ale nie przyszedł, tylko wysłał jakiegoś swego doradcę doskonałego.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Najciekawsze w tym wszystkim jest to, że pani Sobkowiak-Czarnecka naprawdę może myśleć, że w taki właśnie sposób powinno się zapraszać prezydenta państwa na “galę”. Myślę w związku z tym, że pani Nowacka Barbara lepiej by zrobiła, wprowadzając zamiast tak zwanej “edukacji zdrowotnej”, w ramach której dzieci i młodzież będą nie tylko demoralizowane, ale i duraczone epidemicznie i klimatycznie – jakieś kursy kindersztuby dla elit politycznych – ale co tam marzyć o tem – jak mawiał Ignacy Rzecki z “Lalki”.
Nieobecny był też ambasador Węgier, którego obywatel Tusk Donald ostentacyjnie na “galę” nie zaprosił, mszcząc się w ten sposób na Wiktorze Orbanie za udzielenie azylu politycznego panu Marcinowi Romanowskiemu. Jestem pewien, że węgierskiemu premierowi na pewno nie pęknie od tego serce, ale ta mściwość do tego stopnia obywatelem Tuskiem owładnęła, że w swoim przemówieniu dał wyraz przekonaniu, iż “Europa” powinna czuć się szczęśliwa z powodu polskiej prezydencji. Nawet na widowni Teatru Wielkiego powiało grozą, bo jakże tu mówić o szczęśliwości w państwie mającym rekordowy deficyt budżetowy, rekordowy dług publiczny, rozbrojonym przez przyjaciół Ukrainy i przygotowywanym do przerobienia na Generalną Gubernię? Nic dziwnego, że prezydent-elekt Donald Trump, w odróżnieniu od Wiktora Orbana, nie zaprosił obywatela Tuska Donalda na inaugurację swojej prezydentury, podobnie zresztą, jak ukraińskiego prezydenta Zełeńskiego, co to brnie od sukcesu do sukcesu, ku swemu przeznaczeniu.
“Podczas kiedy we dworze sztab wesoły łyka”, to znaczy – gdy w Teatrze Wielkim partia i rząd się “galowały” – na zewnątrz kotłowali się protestujący rolnicy, do których wyszedł europoseł Grzegorz Braun i pretendujący do stanowiska prezydenta z ramienia PiS, pan Karol Nawrocki.

Pan Nawrocki skomplementował protestujących, zauważając, że “tutaj jest dzisiaj Polska”, chociaż w kwestiach będących przedmiotem protestu już nie był taki zdecydowany.
Przedmiotem protestu było bowiem “5 razy stop”, to znaczy – stop umowie z Mercosur, stop Zielonemu Wałowi, stop importowi rolnemu z Ukrainy, stop niszczeniu polskich lasów i łowiectwa oraz stop wygaszaniu polskiej gospodarki. Każdy z tych pięciu punktów jest rezultatem uczestniczenia Polski w UE – również “wygaszanie” polskiej gospodarki. To ostatnie też jest rezultatem Anschlussu Polski do UE 1 maja 2004 roku – bo w ten sposób Niemcy stworzyły warunki polityczne dla realizacji projektu “Mitteleuropa” z roku 1915. Przewidywał on urządzenie Europy Środkowo-Wschodniej w ten sposób, by zainstalować tam państwa pozornie niepodległe, ale de facto – niemieckie protektoraty – o gospodarkach trwale niezdolnych do konkurowania z gospodarką niemiecką, tylko uzupełniających i peryferyjnych. Więc wprawdzie pan Karol Nawrocki buńczucznie deklarował, że “nigdy” na to “nie pozwoli”, ale już Winston Churchill wyjaśnił premierowi rządu RP w Londynie, Stanisławowi Mikołajczykowi, że “nigdy”, to jest takie słowo, którego nikomu nie można zabronić wymawiać. Inna rzecz, że Rafał Trzaskowski, który niedawno na Lubelszczyźnie trzaskał dziobem, że “murem” stoi za rolnikami, ani pomyślał, by wyjść do protestujących – ale jakby pomyślał i wyszedł, to co by im powiedział? Ano – to samo – to znaczy, że on “nigdy” – i tak dalej.

Tymczasem pan minister Domański łamie sobie głowę, co tu zrobić w sytuacji, gdy niedawno, niczym jakiś wioskowy głupek, zadeklarował, iż “uznaje” tylko Państwową Komisję Wyborczą”, ale Sądu Najwyższego “nie uznaje” – a PKW właśnie przyjęła sprawozdanie finansowe PiS. Obywatel Tusk Donald zadeklarował, że “na jego oko” pieniędzy nie ma i nie będzie – ale w razie czego to nie on będzie miał kłopoty, tylko pan Domański i to zarówno, gdy przeleje pieniądze, jak i – gdy ich nie przeleje.
Podobno swoją decyzję ogłosi po Trzech Królach, kiedy nirwana oficjalnie się kończy i zaczynają się igraszki – ot na przykład – śledztwo w sprawie “zdrady dyplomatycznej złowrogiego Antoniego Macierewicza, na którego doniósł pan generał Jarosław Stróżyk z komisji do badania ruskich wpływów w naszym bantustanie.

Stanisław Michalkiewicz